Skip to main content

Jim Morrison – poeta wyklęty, rockman niezapomniany

Jestem Królem Jaszczurem

Mogę wszystko

Mogę zatrzymać ziemię w jej biegu

Uczyniłem, że odjechały niebieskie samochody

(„The Celebration Of The Lizard”)

Czas zaskakuje nas bardzo, gdy jego upływ dotyczy tych, którzy zapisali się we wciąż nieodległej przecież historii sztuki, jako symbol młodzieńczej kontestacji i awangardy. Dnia 3 lipca 2011 roku minie czterdziesta rocznica nagłej śmierci jednego z najbardziej charyzmatycznych i niepokornych twórców psychodelicznego rocka, wokalisty grupy The Doors – Jima Morrisona.

Twórczość “Króla Jaszczura” (jak sam siebie nazywał) poznają kolejne pokolenia wielbicieli jego talentu, który z jednej strony zaowocował standardami muzyki naszej epoki - takimi jak „Light My Fire”, czy „Riders On The Storm”, a z drugiej pozostawił undergroundową formę komentarza do rzeczywistości końca lat 60’ w rodzaju: „The Unknown Soldier”, „When The Music’s Over”, Queen Of The Highway”, czy „L.A. Woman”.

Przetworzone artystycznie przeżycia  i fantazje poety znajdujemy z kolei w skandalizujących nieco utworach rodzaju „The End”, gdzie odkrywamy fragment zainspirowany „Narodzinami tragedii” Nietzschego, przywołujący mit Edypa mordującego swego ojca , a zarazem męża swej matki.

 

To już koniec moja przyjaciółko

Koniec moja jedyna, koniec

To ból puszczać cię wolno

Ale ty nigdy nie pójdziesz ze mną

To już koniec śmiechu i niewinnych kłamstw

Koniec nocy w których próbowaliśmy umrzeć

To już koniec

(„The End”)

 

Mniej znana jest natomiast tworzona już niekoniecznie na potrzeby estrady twórczość literacka w której artysta rozwijał swoje zainteresowania filozoficzne na początku zainspirowane fascynacjami poezją Wiliama Blake’a oraz młodzieńczymi studiami nad myślą wspomnianego już Fryderyka Nietzschego.

Pomysł nazwania grupy, której powstanie było efektem artystycznego spotkania poety z  muzykiem (pianistą o klasycznym profilu) i kompozytorem polskiego pochodzenia Rayem Manzarkiem  pochodził od tytułu książki Aldousa Haxleya pt. „The Doors of perception”. Autor ten w swych poszukiwaniach także krążył w klimatach poezji Blake’a  i tak oto słowa mówiące o tym, że „Gdyby drzwi percepcji zostały otwarte, wszystko ujawniło by się człowiekowi takim, jakim jest – nieskończonym” posłużyły za motto kolejnego przedsięwzięcia w dziedzinie sztuki, tym razem kreując ekscytujące  zjawisko muzyczne..

Skład tworzonego zespołu uzupełnili jeszcze dwaj muzycy jazzowi z grupy Psychodelic Rangers, specjalizujący się dotąd głównie we flamenco - gitarzysta Robby Krieger i perkusista John Densmore.


Wiesz, że byłoby to nieprawdą

Wiesz, że byłbym kłamcą

Gdybym ci powiedział

Dziewczyno

Nie mogliśmy wznieść się wyżej

 

Czas wahania jest już za nami

Nie czas na nurzanie się w błocie

Spróbuj, możemy tylko stracić

A nasza miłość przerodzi się w pogrzebowy stos

Chodź kochanie wznieć we mnie ogień

Chodź kochanie wznieć we mnie ogień

 

Spróbuj rozpłomienić noc.

(„Light My Fire”)

 

Począwszy od wydanego w roku 1967 longplaya pt. The Doors, który został sprzedany w liczbie 3,5mln kopii, a zawarty na nim utwór „Light My Fire” stał się z dnia na dzień wielkim przebojem - poprzez Strange Days (1967), Waiting for the Sun(1968), The Soft Parade (1969), Morrisom Hotel (1970) - kończąc zaś na ostatniej studyjnej płycie L.A. Woman (1970) , jaką zespół  nagrał w pełnym pierwotnym składzie - Morrisom funkcjonował w świadomości swych fanów głównie jako autor piosenek, wokalista  i kontestujący zastane konwenanse showman.

Dopiero wydany w 1978 roku album American Prayer kompilujący nagrane wcześniej przez Jima  recytacje własnej poezji (z ostatniego wydanego za życia tomiku wierszy pod tym samym tytułem) ze skomponowaną później muzyką członków The Doors rozpowszechniła nieco twórczość znacznie mniej znaną za życia tego oryginalnego artysty.

Widoczne akcenty związane z Beat Generation i nawiązania do tradycji romantycznej swobodnie jednak mieszane z  programowym surrealizmem nadają twórczości Morrisona szczególny, mroczny klimat.

Amerykański chłopiec, co powiecie?

Amerykańska dziewczyna, czujecie?

Najpiękniejsze stworzenia na świecie

Dzieci pogromców Indian z pogranicza

Nadzy o północy, jak przyroda dziewicza

(„Queen Of The Highway”)

 

Jim Morrisom zaliczany jest do grupy „Poetów wyklętych” , a choć w jego twórczości dominowały pierwiastki związane z miłością i śmiercią, to odnajdujemy w niej cały klimat tamtych szczególnych dni związany z ogólnym kryzysem ludzkiej cywilizacji w wymiarze - rodzinnym, społecznym i politycznym.

Młode pokolenie zakwestionowało wtedy wiele wartości, a także standardowych zachowań, które zdaniem wchodzących wówczas w dorosłe życie zarówno Amerykanów, jak i Europejczyków po raz kolejny zdecydowanie zawiodły, sprowadzając na ludzi powszechne kłamstwo oraz bezsensowną śmierć w wymiarze masowym.

 

Którego tuliłaś w wątłych ramionach

Nieznany żołnierz walczy, telewizja

Podaje wiadomości: nieżywe dzieci,

Kule roztrzaskują głowę w hełmie

Już po wszystkim, wojna się skończyła

(The Unknown Soldier”)

Spalając się w nie tylko artystycznie intensywnym życiu Jim Morrisom napisał i nagrał wiele wspaniałych utworów, tworząc przy tym przekaz alternatywny wobec pospolitego myślenia o sprawach  ludzi z jednej strony uwiedzionych przez konsumpcyjną sytość zachodniego świata, a z drugiej uwikłanych w polityczną bezwzględność zawiadującego nią systemu.

Tworzył w okresie trudnym zwłaszcza dla amerykańskiej młodzieży, która zdecydowanie niechętnie odnosiła się do swojego wymuszanego udziału w kolejnej odsłony światowej konfrontacji, paliła karty powołania  do wojska i kwestionowała konieczność obrony zbyt abstrakcyjnie przedstawianych jej amerykańskich interesów w pożerającym tysiące ofiar dalekim wietnamskim piekle.

Pokolenie Lata Miłości’1967 czy jak kto woli Woodstock’1969 nie było gotowe kontynuować historii kolejnych wojen, a wkręcone w złowrogą „maszynkę do mięsa” ginąć za sprawy, których nie uważali za dość autentyczne i wystarczająco swoje.

 

Każdy czegoś kurczowo się chwycił

W nadziei, że przetrwa jakoś nasz świat

Chaotycznie, nieważne jak

I czego, byle szybko

(„Ship Of Fools”)

 

Nie warto przywoływać w tym skromnym rocznicowym wspomnieniu całego życiorysu Jima,  wszystkich spraw rodzinnych  (pochodził, podobnie jak inni członkowie The Doors z bardzo konserwatywnej rodziny, był synem Steve’a Morrisona – admirała walczącego na Pacyfiku w czasie II wojny światowej) oraz domniemanych przyczyn młodzieńczej nadwrażliwości i wyobraźni wiodącej go często poza dostępny dla innych horyzont przeżyć oraz koncepcji artystycznych.

Właściwa dla tamtych czasów skłonność  do nieograniczonych wręcz poszukiwań wprowadzała  też niezwykły bałagan w osobiste życie artysty i wszystkich ludzi, których zdążył darzyć uczuciem, czy choćby tylko z mini współpracować.

 

Nie ma także dobrego powodu, by kolejno wyliczać pozycje bardzo bogatej, niezwykle nowatorskiej i urozmaiconej muzycznie (zwłaszcza jak na tak krótki czas wspólnego z Jimem tworzenia, nagrywania i występowania) dyskografii grupy The Doors, której pozostali członkowie w rozmaitych konfiguracjach personalnych działają po dziś dzień.

Rey Manzarek, John Densmore i Robby Krieger wydając kolejne, często całkiem udane płyty i dając koncerty na żywo w sposób oczywisty bazować muszą jednak na legendzie swojego fenomenalnego, choć nieco kłopotliwego za życia kolegi.

Czas był taki, że kto wówczas był w swojej sztuce szczery i autentyczny, ten tracił do niej niezbędny dystans i stawał się dla siebie wręcz niebezpieczny.

Ray Manzarek komentując powstały w 1991 roku film fabularny Olivera Stone’a pt. „The Doors” oparty na wydarzeniach związanych z życiem Morrisona i działalnością  grupy uznał stworzony obraz za nieprawdziwy i wyjątkowo krzywdzący - zwłaszcza dla nieżyjącego kolegi.

Jim był człowiekiem dowcipnym, wykształconym, twórczym, a przy tym bardzo towarzysko ciekawym, podczas gdy w scenariuszu znajdujemy postać wiecznie pijanego i niezrównoważonego degenerata.  W rzeczywistości problem alkoholowy nie był aż tak widoczny, a incydent z zapaścią przed odwołanym koncertem związaną ze zmieszaniem środków odurzających miał być bardziej pojedynczym „wypadkiem przy pracy”, niż normą. Nadmiernie „rozreklamowana” kwestia obscenicznego zachowania się artysty, które skutkowało przejściowymi kłopotami z prawem także była raczej incydentalna i niezbyt jednoznaczna.

Zadziwiającym jest fakt niezwykłej oryginalności i nieprzemijającej świeżości muzyki grupy The Doors. Ich datowane na drugą połowę lat sześćdziesiątych utwory dziś wcale nie „trącą myszką” , zachwycając kolejne pokolenia tradycyjnie poszukujących  nowego spojrzenia na świat i oryginalnego wyrazu młodych ludzi na całym świecie.

 

Pełna namiętności i paskudnego zawodu miłość do „kosmicznej przyjaciółki” Pameli Courson z pewnością przyczyniła się do postępującego rozkładu osobowości oraz kolejnych życiowych niepowodzeń Jima.

Dziwnym trafem słabo zorganizowani i łatwo wpadający w depresję artyści z pierwszych miejsc ówczesnych list przebojów dokonywali w tym względzie fatalnych wprost wyborów.

I tak w trakcie realizacji swojej ostatniej płyty Jim nagle porzucił zespół i za namową Pam wylądował nie wiedzieć po co w Paryżu. Nagrania dokończono bez niego. Po pewnym czasie, mając nawet przygotowany materiał na kolejną płytę zbierał się do powrotu, kiedy niespodziewanie znaleziono go martwego w sytuacji charakterystycznej dla działań ratujących życie po przedawkowaniu heroiny, którą być może pomieszał tym razem z kokainą.

Pamela przeżyła Jima trzy lata, by zejść z tego świata z podobnego powodu, zaś jedyną pamiątkę ich bardzo toksycznego związku stanowią  tematycznie odpowiednie utwory w rodzaju eterycznego „Love Street”.

Jeźdźcy burzy

Mkniemy do domu naszych narodzin rzuceni na ten świat

Jak pies bez kości

Jak aktor bez publiczności

Jeźdźcy burzy

(„Riders On Tthe Storm”)

Sam Jim zwykł mawiać, że  czuje się na tym świecie - jak ktoś, kto nie jest we własnym domu, jak ktoś kto nigdy nie może się całkiem odprężyć. Niezdrowy tryb życia i popularny, a uchodzący wówczas wśród artystów za niezwykle inspirujący nałóg znacznie nadwyrężył mu zdrowie. W swym krótkim życiu lubił alkohol i na dodatek nie stronił od narkotyków. Bardzo szybko i z ogromną stratą dla sztuki podążył więc droga, którą  rok wcześniej odeszli inni geniusze nowej muzyki, jak się okazało kochanej nie tylko przez „dzieci - kwiaty” lat sześćdziesiątych – Jimi Hendrix i Janis Joplin.

Śmierć przyszła w momencie, kiedy artysta na przełomie 1970 i 1971 roku od nowa zajął się wszystkimi swoimi ulubionymi dziedzinami - poezją, filmem, teatrem. i muzyką, Bywał w swoich projektach nie tylko autorem, ale i wykonawcą, tak więc powoli odchodził od narkotycznego wizerunku Króla Jaszczura, zamierzając realizować też filmy oraz rockowe spektakle.

Zmarł w wieku 28 lat oficjalnie na atak serca w Paryżu i tam też został pochowany w Zakątku Poetów na cmentarzu Pere – LaChaise nieopodal miejsca wiecznego spoczynku Fryderyka Chopina. Miejsce jego spoczynku odwiedzają niezmiennie tysiące miłośników sztuki z całego świata. Niezwykły „szaman” pozostaje zatem w swej artystycznej wizji wprost nieśmiertelny.

Jim Morrisom poza oczywistą refleksją dotyczącej autodestrukcji często właściwej ludziom wybitnym pozostawił jednak po sobie pytanie o granice ludzkiej percepcji, ale też nieprzekraczalną barierę artystycznego i osobistego eksperymentu.

Jedno jest pewne: tworzył w epoce, po której nic już nie było takie samo, jak przedtem.

 

Jan Szczepankiewicz

Przekładu  tekstów piosenek (w tekście znajdujemy wybrane fragmenty) dokonała Zofia Denkowska. Zostały one zamieszczone w książce Piotra Kosińskiego pt. The Doors – Czas Apokalipsy wydanej w Krakowie przez wydawnictwo Rock –Serwis w 1991r.{jcomments on}

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 6963