Skip to main content

Horor z dowodami

Rząd premiera Tuska obiecywał, że wprowadzi dowody biometryczne w 2010, następnie datę przesunięto na 2011, w końcu okazało się, że dowody zostaną wprowadzone w 2013. Wynika z tego , że urzędnicy MSWiA, przez 4 lata pobierali pensje nie pracując.

Wydawałoby się, że to źle, ja jednak jestem zadowolony, bo nowe dowody miały nie zawierać nawet adresu zamieszkania, co spowodowałoby jeszcze większy bałagan w naszej pożal się boże administracji. Cieszy mnie ten fakt także dlatego, że dotychczasowa historia wymiany dowodów w III Rzeczpospolitej przypomina do złudzenia scenariusz filmu szpiegowskiego z czasów upadku systemu sowieckiego w Europie Wschodniej. Zapoznając się z tą historia dzisiaj trudno uwierzyć, że w wolnej Polsce podejmowano takie właśnie decyzje, ale niestety fakty są bezlitosne i dlatego warto je w ogromnym skrócie przypomnieć.

Cofnijmy się do roku 2000, kiedy to MSWiA wybrało konsorcjum w skład którego wchodziły Drukarnia Skarbowa oraz węgierska firma Multipolaris, wspieraną przez HP Polska.

Konsorcjum – odpowiedzialne za wymianę starych dowodów na nowe - utworzyło spółkę PolDok 2000 na czele której stanął generał Ferenc Hevesi Toth as węgierskiego wywiadu z lat 80-tych XX wieku. Był on też szefem spółki Multipolaris - firmy byłych oficerów węgierskich służb specjalnych.

Ze studiów we Wrocławiu generał Ferenc Hevesi Toth wyniósł umiejętność posługiwania się językiem polskim i znajomość z przedstawicielami polskiej klasy politycznej. To jednak nie wszystko generał Toth w ramach Układu Warszawskiego nadzorował pion techniczny w węgierskim KGB odpowiedzialnym za podrabianie – czyli fałszowanie – dokumentów tożsamości.

Generał Toth był określany mianem geniusza fałszerzy i to właśnie on kierował od 2001 roku wymianą dowodów w III Rzeczpospolitej. To jednak (niestety) nie wszystko, ponieważ umowa zawarta między MSWiA i konsorcjum na czele którego stał „geniusz fałszerzy” w Układzie Warszawskim, była skonstruowana w taki sposób, że jakiekolwiek zmiany – w systemie informatycznym zarządzającym wymianą dowodów – czy też jego naprawa mogła wykonać tylko firma Multipolaris.

Jak ustaliła Najwyższa Izba Kontroli, nie zapewniono w umowie przejęcia przez MSWiA praw autorskich do oprogramowania wykorzystywanego do produkcji dowodów, stwierdzono także, że nie ma pełnej dokumentacji systemu ( a część skromnej dokumentacji była w języku węgierskim !) , że brakuje instrukcji użytkownika, kodów źródłowych i procedur bezpieczeństwa.

Mało tego nigdy – co jest dla funkcjonowania każdego oprogramowania informatycznego błędem podstawowym - nie przeprowadzono procedury odtworzenia systemu po awarii. W tych warunkach – cokolwiek nienormalnych – przystąpiono w 2479 gminach w kraju do operacji „wymiana dowodów”. W gminach stanęły komputery niestety nie miały one połączenia z lokalną ewidencją ludności która dysponowała siecią Pesel-Net, a więc wnioski można było przesyłać do MSWiA wyłącznie na dyskietkach.

Z czasem uruchomiono moduł transmisji danych via GSM, ale ten notorycznie się psuł. Przez kilka lat kilkaset gmin zmuszone było korzystać z dyskietek jako nośnika danych.

Warto w tym miejscu podkreślić fakt – rzucający się w oczy dla każdego kto przebywał kilka lat na zachodzie – irracjonalnego funkcjonowania naszej administracji w dobie informatyzacji. Zamiast użyć sieci Pesel-Net do przesyłania wniosków z gmin do MSWiA, buduje się drugą sieć w dodatku źle działającą.

Zarabiają firmy. Traci państwo i jego administracja, ponieważ nadmiar systemów informatycznych, sieci, oprogramowań dezorganizuje jej działanie no i oczywiście podnosi niepomiernie koszty jej funkcjonowania.

Prawdopodobnie właśnie o systemie wydawania nowych dowodów wspominał w 2003 Wojciech Szewko, podsekretarz stanu w Ministerstwie Nauki i Informatyzacji, kiedy mówił, że jedna z firm IT zażądała 100 mln zł za "za serwis dostarczonego już systemu, mającego związek z bezpieczeństwem państwa".

Wreszcie, w 2004 r. po wchłonięcia Drukarni Skarbowej przez PWPW - ta ostatnia spółka zaczęła produkować karty poliwęglanowe, poddawane następnie personalizacji w Centrum Personalizacji Dokumentów MSWiA. Jednak to bynajmniej nie poprawiło sytuacji, ponieważ w konsekwencji doszło w MSWiA do konfliktu pomiędzy departamentami odpowiedzialnymi za wydawanie dowodów tożsamości , co dodatkowo zdezorganizowało i utrudniło proces wydawania nowych dowodów.

I na koniec tego przydługiego wyjaśnienia do dnia dzisiejszego trzeba przypomnieć, że wydawanie dowodów w gminach było zupełnie nie przygotowane pod względem organizacyjnym. Urzędnicy musieli z dnia na dzień uczyć się obsługiwania nowego systemu wydawania dowodów i do dzisiaj wspominają z przerażeniem dzień pierwszego stycznia 2001 roku w którym zapoczątkowano wymianę starych zielonych książeczek na nowe plastikowe karty.

Czy politycy w III Rzeczpospolitej wyciągnęli z tego thrillera wnioski?

Tak, zaplecza eksperckie PiS-u i PO w 2005 r. zgodne były do tego, że proces wymiany dowodów trzeba jak najszybciej dokończyć i udało się to osiągnąć do końca 2007 roku, co umożliwiło w końcu zrezygnowanie z usług „geniusza fałszerzy” z szczęśliwych czasów Sowieckiego Imperium i przystąpienie do przeprowadzenia w Polsce „rewolucji Tuska” (tytuł artykułów na portalach internetowych) czyli wprowadzenia w Polsce dowodów elektronicznych, zawierających dane biometryczne.

Premier Tusk, zapowiedział w 2008 r. ,że dowody biometryczne zostaną wprowadzone w 2010 ale niestety dowody nie zostały i nie zostaną wprowadzone bo rząd mamy taki jaki mamy. Liberałowie państwa naprawiać nie umieją. Umieją go tylko psuć.

 

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 2962