Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Internet.

Polska - albo internetowa rewolucja albo zapaść ekonomiczna

broadwayTempo zmian i ciągle ewoluujące – oraz coraz bardziej wyrafinowane – wymagania klientów są tak znaczne, ze firmy chcące zaspokoić zewnętrzne potrzeby nie mogą już polegać wyłącznie na własnych zasobach i relacjach z wypróbowanymi partnerami biznesowymi. Firmy muszą umieć nawiązywać kontakty z internautami i nauczyć się współpracować z konkurentami, partnerami i klientami.

Klienci pragną przede wszystkim coraz szybszego wprowadzania innowacji i chcą uczestniczyć w kontroli jej upowszechnienia. Nie zgadzają się na narzucanie przez firmy standartów, które mogą być niezgodne ze standartami domowych komputerów.

Co to jest wikinomia

Wikinomia jest synonimem współpracy miedzy przedsiębiorcami i internautami. Tą nowa formę organizacji nazwano partnerstwem. Zasada partnerstwa jest stosowana na masowa skalę w mediach, rozrywce i kulturze oraz na rynku oprogramowania, jednak w ostatnich latach coraz częściej stosują ją firmy produkujące dobra materialne, takie jak samochody, rowery, samoloty czy motocykle.

Wikinomia sprawdza się przede wszystkim w dziedzinie dóbr informacyjnych, ponieważ dobra te łatwo podzielić na szereg podzespołów (programów), zwanych modułami, które następnie można złożyć w finalny produkt. Jeżeli dobra materialne będzie się projektować tak by składały się z wielu wymiennych części, które z łatwością można zamienić bez szkody dla funkcjonowania całego produktu to wtedy luźno powiązani ze sobą dostawcy mogą zająć się projektowaniem i produkcją komponentów z których złożony jest produkt finalny.

Jednak w wikinomii coraz trudniej zdefiniować firmie co jest jej najwartościowszym aktywem intelektualnym, ponieważ zatajanie jakichkolwiek informacji może doprowadzić do porażki całości projektu. Wikinomia to umiejętność współpracy, ta cecha jest paradygmatem kultury chińskiej i właśnie tam, po złagodzeniu przepisów pod koniec XX wieku prywatne firmy w krótkim czasie przejeły państwowe zakłady produkujące motocykle i w ciągu kilku lat stosując metody produkcji partnerskiej osiągnęły spektakularne sukcesy.

Sukces Chin

W 1997 r. producenci z Chin sprzedali 10 mln. motocykli, w 2001 11,5 mln., a w 2004 – 15 mln maszyn. W 2005 r. eksport motocykli wyniósł 7 mln sztuk (w porównaniu z mniej niż 500 tys. w 2000).Chińskie fabryki produkują motocykle na rynki Indii, Pakistanu, Wietnamu i powoli wypierają z rynku azjatyckiego swych japońskich mistrzów, Hondę. Prawdą jest bowiem, ze chiński sukces związany jest z imitacją i podrabianiem wzorców japońskich z jednoczesnym wprowadzeniem do produkcji motocykli orginalnych zasad produkcji partnerskiej.

Bowiem w przeciwieństwie do Japończyków, Chińczycy podkreślają modułową architekturę motocykli, która pozwala licznym dostawcom na dołączanie składowych podsystemu (np. systemu hamowania) do standartowych interfejsów. W ten sposób zaawansowane projekty przedstawiane są w postaci ogólnych założeń, które umożliwiają dostawcom na wprowadzanie zmian w komponentach, bez równoczesnego modyfikowania całej architektury. Specjaliści nazwali ten samoorganizujący się system projektowania i produkcji „zdecentralizowana modularyzacją”.

Polska na szarym końcu

Wikinomia jest w Polsce praktycznie (poza kilkoma uniwersyteckimi środkami) nieznana i niepraktykowana, brak kultury kontraktu, brak wzajemnego zaufania i bezdyskusyjne propagowanie w środkach masowego przekazu przebrzmiałych dogmatów liberalnych z XIX wieku, uniemożliwia przystosowanie się naszym firmom do liberalizmu ery Internetu, który słowo „konkurencja” zastąpił słowem „współpraca” i „samoorganizacja”. Nasze - z każdym dniem coraz większe – opóźnienie cywilizacyjne wynika głównie z tego , ze pod pojęciem liberalizmu rozumiemy i co gorsza praktykujemy, zasady zarzucone przez współczesnych przedsiębiorców, liberałów z krwi i kości a nie dogmatyków wspominających stare dobre czasy.

Liberalizm współczesny dokonał asymilacji swoich wczorajszych przeciwieństw, a w Polsce nawet tego nie zauważono, mimo gwałtownego rozwoju kultury internetowej w naszym kraju. Według przeprowadzonych przez Boston Consulting Group badań, polska gospodarka internetowa osiągnęła w 2009 roku wartość 35,7 mld zł, czyli 2,7% wartości PKB. To więcej, niż w krajach południowej Europy, jednak dwukrotnie mniej niż w Europie Północnej.

Raport zawiera również przewidywania związane z przyszłością: w ciągu najbliższych pięciu lat, gospodarka internetowa – wg specjalistów z BCG - będzie rosła dwukrotnie szybciej niż PKB – o około 14% rocznie – i w 2015 roku osiągnie wartość co najmniej 4,1% PKB, a to oznacza, że Internet będzie miał wówczas wyższy udział w PKB niż sektor finansowy, energetyczny czy ochrona zdrowia.
I będzie rósł dwukrotnie szybciej niż PKB. Wynika z tego , że w czasach niepewnego rozwoju gospodarki światowej, Internet może stać się motorem rozwoju polskiej gospodarki.

Czy tak się stanie ? Podstawowe pytanie jakie zadałem sobie podczas lektury raportu jest następujące : czy eksperci z Boston Consulting Group dysponują odpowiednią metodologią do obliczania tego typu wskaźników ? W jaki sposób obliczyli oni wielkość e-gospodarki ? Otóż w najprostszy z możliwych ; zsumowano transakcje kupna i sprzedaży, płatności dokonane online, usługi internetowe (np. reklama), opłaty za dostęp do Internetu czy inwestycje w infrastrukturę telekomunikacyjną. I wyszło 35,7 mld zł.

Są to wskaźniki elementarne, które odpowiadają na pytanie kto napędzą gospodarkę internetową? BCG wyliczyło, żegłównie konsumenci, którzy wygenerowali aż 62 proc. całej "internetowej" części PKB. Z tego aż 70 proc. przypada na handel elektroniczny, 19 proc. na dostęp do sieci i 11 proc. na wydatki na sprzęt. Natomiast na drugim końcu jeśli chodzi o udział w gospodarce internetowej jest administracja publiczna. W 2009 r. wytworzyła 5 mld zł, czyli jedynie 0,4 proc. PKB.

Z danych tych wynika jeden bardzo optymistyczny wniosek, że społeczeństwo polskie wierzy - i to bardzo - w rozwój gospodarki internetowej, , jednocześnie jednak te właśnie dane dowodzą niezbicie, że jeżeli chodzi o poziom gospodarki elektronicznej w naszym kraju to znajduje się on kilka szczebli niżej od krajów wysoko rozwiniętych.

Cywilizacyjnie nadal jesteśmy krajem zacofanym. Dlaczego ? Odpowiedź na to pytanie zawarta jest postrzeganiu Internetu przez firmy, , w niewielkim stopniu korzystają z możliwości, jakie daje Internet. Wprawdzie niemal wszyscy mają dostęp do sieci i adres e-mail, ale często na tym się kończy.

Tylko 30 proc. firm korzysta z zaawansowanych narzędzi umożliwiających np. automatyczne zarządzanie zapasami, 12 proc. przedsiębiorstw zaopatruje się w Internecie, a zaledwie 8 proc. udostępnia swoją ofertę w sieci. W takie sprawy, jak reklama w sieci, płatności internetowe czy obecność na portalach internetowych, angażuje się mniej niż 15 proc. firm. Najgorzej wygląda jednak aktywność firm na portalach społecznościowych – tylko 8% próbuje nawiązać kontakty z klientami przy pomocy portali Dlaczego tak mało? "Bo w naszej branży to niepotrzebne" - powtarzają badani przedsiębiorcy.

I właśnie ta odpowiedź świadczy, że nasz kraj jest zapóźniony cywilizacyjnie, bowiem na całym świecie firmy – zgodnie z zasadami wikinomii – firmy wciągają internautów do współpracy korzystają z ich wiedzy i doświadczenia. Wnioski z tych rozważań są raczej smutne : zaciekły konflikt społeczno-polityczny rozdzierający na dwa „narody” polaków, likwidujący jakikolwiek dialog pomiędzy nimi uniemożliwia wprowadzenie w Polsce wikinomii , której funkcjonowanie oparte jest na permanentnym dialogu, wymianie opinii i doświadczeń między internautami. Polityka – a może nawet demokracja – jest w naszym kraju wrogiem współczesnej cywilizacji.

Piotr Piętak