Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Informatyzacja Państwa.

Rządy informatycznych analfabetów

Rada Ministrów zatwierdziła projekty nowelizacji ustaw o dowodach osobistych i o ewidencji ludności. Zgodnie z projektem nowelizacji ustawy, termin wydawania nowych dowodów osobistych zostaje przesunięty na 1 stycznia 2013 r.

W komunikacie Kancelarii Premiera stwierdzono co następuje:

Powodem wprowadzenia do obrotu prawnego nowego wzoru dokumentu tożsamości w późniejszym niż pierwotnie zakładano terminie są względy organizacyjne i techniczne dotyczące procedur przygotowawczych i technicznych wydawania nowych dokumentów - m.in. certyfikacja poziomu bezpieczeństwa, oprogramowanie, itp.

 W komunikacie nie wspomniano, że prawdziwym powodem odłożenia ad acta wprowadzenia dowodu elektronicznego było odwołanie postępowania przetargowego na jego wprowadzenie. W komunikacie nie wspomniano całkowicie kompromitującego faktu, że MSWiA już  zdążyło dostarczyć do gmin sprzęt potrzebny do wydawania nowych dowodów. Po dwóch latach od dostawy trzeba będzie go wymienić. Czy rząd zdaje sobie sprawę, że w świetle prawa unijnego ma to znamiona gospodarczego przestępstwa? Do tego samego  projektu zakupujemy dwa razy komputery!

Dowód biometryczny – jego wprowadzenie przy pomocy środków unijnych załatwił rząd poprzedni - miał być sztandarowym projektem premiera Tuska. 30 grudnia 2009 r. Premier Donald Tusk zapowiedział, że za rok pierwsi Polacy dostaną nowe dowody biometryczne z chipem, a za trzy lata staną się one również kartą pacjenta.

Niestety nic z tego nie wyszło (jak i z resztą projektów informatycznych tego rządu). Przez cztery lata – 48 miesięcy – rząd PO i  PSL nie umiał wprowadzić - w połowie już zrealizowanego - projektu informatycznego, który w porównaniu z analogicznymi projektami informatycznymi np. Narodowego Funduszu Zdrowia – wyróżnia się skrajną prostotą.

Trzeba było włożyć bardzo, bardzo dużo „wysiłku” by go nie zrealizować. Przez 4 lata zmarnowano 440 mln złotych ale także możliwość zdobycia co najmniej kilku miliardów złotych w latach następnych na realizacje innych projektów biometrycznych. W świetle wiedzy przeciętnego informatyka komunikat Kancelarii Premiera to kpina ze zdrowego rozsądku, to kpina z obywateli. Pozbyto się możliwości zarobienia kilku miliardów, ze względu na trudności organizacyjne i techniczne?

Jakie, przecież wszystkie te sprawy były od momentu wprowadzenia przez Polskę paszportów biometrycznych w 2006 r. już dawno rozstrzygnięte. Jakie rzeczywiste przyczyny doprowadziły kolejny raz do kompromitacji Polski w Unii Europejskiej i utraty kilku miliardów złotych?  Kto jest za tą kompromitacje odpowiedzialny?

16 listopada  2007 roku premier Tusk mianuje Witolda Drożdża wiceministrem odpowiedzialnym za informatyzacje, rejestry państwowe i dowody tożsamości. Czy ktoś może zrozumieć, dlaczego na to stanowisko mianowano absolwenta prawa i stosunków międzynarodowych, w  1997-1999 doradcę w MSWiA a po 1999 r. m.in. dyrektor zarządzający w Totalizatorze Sportowym. Itd., czyli człowieka bez żadnego doświadczenia w informatyzacji administracji publicznej?

Wyjaśniam, że poprzednik ministra dr Grzegorz Bliźniuk był przed swoja nominacja w 2005 r. wieloletnim dyrektorem departamentu ds. informatyzacji a także współtwórcą ustawy o informatyzacji administracji publicznej. Czyli zastąpiono generała sierżantem lub profesora uczniem liceum. Ten człowiek miał jednak jedną zaletę; wiedział, że wszystko co zrobili jego poprzednicy było złe, ponieważ ludzie PiSu nie mogli zrobić czegoś dobrego, dlatego rozpoczął swoje urzędowanie od likwidacji sztandarowego projektu poprzedniej ekipy PESEL 2.

Decyzja ta – z czego nikt dotąd nie zdaje sobie sprawę – wyznaczyła standard postępowania ekipy premiera Tuska: jeżeli jest jakiś problem (wielki projekt informatyczny jest zawsze wielkim problemem bo trzeba pracować i co gorsza myśleć) to  wyrzuca się go do kosza. Likwiduje.

Niestety – w tym przypadku – było dokładnie odwrotnie, ponieważ realizacja projektu PESEL 2 była warunkiem koniecznym prawidłowego wprowadzenia dowodów biometrycznych. Wiceminister Drożdż najprawdopodobniej o tym nie wiedział, bo po prostu nic nie wiedział o informatyzacji administracji publicznej.

Po likwidacji „problemu”,  wiceminister Drożdż zajął się reorganizacją podległych mu departamentów doprowadzając w krótkim czasie do licznych konfliktów między swoimi podwładnymi czyli  całkowicie zdezintegrował funkcjonowanie MSWiA – za aprobatą min. Schetyny. Prześledźmy jak to sie odbiło na wprowadzaniu dowodu biometrycznego.

Co zrobić, aby z chwilą zmiany miejsca zamieszkania nie zmieniać plastikowego dowodu osobistego, na którym adres jest wygrawerowany?

Odpowiedź - w erze elektroniki - jest ewidentna: zapisać na chipie adres i w momencie przeprowadzki zmienić go w uprawnionym do tego urzędzie. Takie było najogólniejsze założenie projektu pl.ID w chwili jego rozpoczęcia wiosną 2007 r. Natomiast aktualny rząd – jak przystało na prawdziwych liberałów – zlikwidował po prostu w ustawie o dowodach osobistych adres i rzeczywiście nie zamieszczając adresu nawet w chipie problem wymiany dowodu w przypadku przeprowadzki automatycznie znika.

Czy w takim razie w Polsce od 1 stycznia 2011 roku znika obowiązek meldunku. W opinii Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, adres jest elementem zbędnym i w nowych dowodach nie planuje się go umieszczać. Według zgodnej opinii specjalistów adres jest jedną z kluczowych informacji, niezbędną do pełnej weryfikacji tożsamości ( na przykład poczta polska i problemu z określeniem uprawnień do poboru świadczeń emerytalnych).

Optymizm urzędników MSWiA związany z likwidacją adresu zameldowania z dowodów osobistych trudno podzielić. Prof. Marek Chmaj, zauważa iż koncepcja ta ma wiele braków. Zdaniem Profesora, adres zameldowania ułatwia obywatelom życie, wskazując np. właściwość urzędów obsługujących obywateli np. w procedurze wydawania prawa jazdy.

Utrudnione zostanie również ustalenie lokalu wyborczego, w którym dany obywatel może oddać głos w wyborach powszechnych. Trudno wyobrazić sobie procedurę odbierania listów w placówkach poczty polskiej. W dużych miastach i w przypadku popularnych imion i nazwisk, może pojawić się kilka osób o takim samym imieniu i nazwisku. Prosta analiza wyników jednego z portali społecznościowych, dla zapytania Jan Kowalski zamieszkały w Warszawie, daje wynik 512 osób.

Można sobie wyobrazić, iż kilka osób o takim samym imieniu i nazwisku mieszka na jednym osiedlu i podlega pod jeden urząd pocztowy. W przypadku odbierania listów, a tym bardziej przekazów pieniężnych na nazwisko Jan Kowalski, może się zgłosić kilka osób i trudno przewidzieć w jaki sposób nastąpi identyfikacja jednej właściwej osoby, uprawnionej do odebrania konkretnej przesyłki.

Tak więc pomysł MSWiA utrudni obywatelom życie, ponieważ zamiast jednego dowodu, będziemy musieli nosić ze sobą dwa dokumenty dowód osobisty i kartę meldunkowa co cofa nas do przełomu lat 40-50tych XX wieku.

Po tych wyjaśnieniach czas zadać pytania kto za ten absurd odpowiada, kto podejmował – i w czyim interesie – decyzje które dezorganizują państwo polskie ?

 

Piotr Piętak