Antku, Zwracam się do Ciebie po imieniu, bo przecież nie będziemy obaj ukrywali, że się znamy i w wielu kwestiach dotyczących polityki byliśmy prawie zawsze podobnego zdania. Nie kryję, że to właśnie Ty nauczyłeś mnie pragmatycznego podejścia do polityki, do obserwowania faktów i wyciągania z nich wniosków, co na pozór jest łatwe a w rzeczywistości jak uczył Orwell, jest bardzo trudne. To ty założyłeś z Naimskim KOR, to Ty wymyśliłeś – co dzisiaj wydaje się normalne, a wtedy w 1976 roku było rewolucyjne – zasady jego funkcjonowania.
Dlaczego ty, a nie lewica laicka? Dlatego, że tylko człowiek wolny w żaden sposób nie zbrukany czy to instytucjonalnie czy kulturowo przez komunizm miał odwagę myśleć o Wolnej Polsce. Oni byli zniewoleni i sparaliżowani swoją komunistyczną przeszłością, swoją walką z Kościołem Katolickim i Prymasem Wyszyńskim, swoimi kompleksami. Ty czy tacy jak ja byliśmy dumni z posłania biskupów polskich do biskupów niemieckich z 1966 roku. Oni opluwali ten list na wiecach używając leninowsko-stalinowskich sloganów. Byłeś wolny, stąd twoja odwaga w myśleniu i w działaniu.
Od początku swojej działalności postawiłeś też na ostrzu noża problem odpowiedzialności moralnej i politycznej tych, którzy brali udział w zniewoleniu Polski w latach 1945 – 56. I stawiając ten problem wywołałeś burzę. Bowiem Ojcami Komandosów czyli lewicy laickiej byli Stalinowcy, którzy po 1956 r. zmienili się – lub udawali, że się zmieniają – w demokratów rzecz jasna socjalistycznych. Gdy piszę stalinowcy, to bynajmniej nie mam na myśli przeciętnych aparatczyków, lecz czołowych działaczy partii komunistycznej jej kulturowych idolów i wychowawców jak . L. Kołakowski czy J. Andrzejewski. Byli to wybitni naukowcy i pisarze, ale czy wybitność zwalnia od odpowiedzialności za swoje czyny?
Nie – im jednostka ludzka wybitniejsza, tym jej odpowiedzialność wobec własnych błędów większa a nie mniejsza. To jest kanon moralny demokratów. Można śmiało stwierdzić, że byli oni czołowymi stalinowcami w latach 1948 – 1955. Wtedy, gdy ludzie gnili w więzieniach, oni pomagali budować te więzienia. Wtedy gdy torturowano w kazamatach ubeckich AK –owców, oni porównywali żołnierzy Polski Podziemnej do SS. I ci ludzie, wychowawcy morderców po 1956 roku śmiało stwierdzili, że naprawiać system mogą tylko ci, którzy ten system stworzyli. Miałeś odwagę stwierdzić jasno, że byli stalinowcy nie maja prawa być nauczycielami demokracji, wręcz przeciwnie to oni powinni uczyć się demokracji i niepodległości od tych, którymi pogardzali czyli od Narodu Polskiego. Stawiając problem odpowiedzialności aktualnych demokratów za ich przeszłość stalinowską atakowałeś praktycznie całą PRL- owską elitę kulturalną, której korzenie - z nielicznymi wyjątkami - tkwiły w latach bezlitosnej walki komunistów z polskim narodem.
Ta elita – której przedstawicielem w KOR był A. Michnik – nigdy ci tego nie wybaczyła i robiła wszystko co w jej mocy by zepchnąć cię na margines życia politycznego. Część tej elity pozornie zbuntowała się przeciwko Gomułce – a i to nie do końca – po 1956 roku, kiedy więzienia były już zbudowane i system komunistyczny stworzył swoją własną i wierną mu strukturę społeczną. Na czym ten bunt partyjnych rewizjonistów polegał? Na lekturach pism młodego Marksa. Na marzeniach o demokratycznym socjalizmie w którym zmniejszono by nadzór cenzury nad elitarnymi miesięcznikami. I na zaciekłych atakach przeciwko symbolowi wolności i niepodległości czyli Prymasowi Wyszyńskiemu.
Kościół i nacjonalizm byli głównymi wrogami rewizjonistów i ich wychowanków. I dlatego Gomułka, wierny uczeń Lenina – głęboko nimi pogardzając – pozwolił im na intelektualne harce. Rewizjoniści pełnili rolę użytecznych idiotów – tak samo jak zachodni jajogłowi. Zbuntowali się przeciwko komunizmowi dopiero wtedy gdy okazało się, że jest on także antysemityzmem. I rzeczywiście w 1968 roku PZPR wygnała z kraju parę tysięcy Żydów i używała propagandy antysemickiej przeciwko studentom, którzy mieli dość władzy komunistów. To był absolutny skandal, ale ten skandal miał drugie dno, które wymierzone było w Polski Naród, bowiem rok 1968 rok stał się w świadomości opinii światowej jeszcze jednym dowodem na polski antysemityzm. Wiadomo, wredne „polaczki” pomagali nazistom mordować Żydów w czasie II wojny światowej, a teraz resztki niewymordowanych wyganiają z ich rodzinnego kraju. Komu to zawdzięczamy?
Michnikowi i jego koleżankom i kolegom, którzy po wyjściu z więzienia, zaczęli oskarżać Polaków, że w gruncie rzeczy pomagali władzy komunistycznej w wyganianiu Żydów z Polski, że gdyby nie byli urodzonymi antysemitami, to władza komunistyczna najprawdopodobniej – takie wrażenie odnosił czytelnik artykułów Michnika - nie odważyłaby się nigdy na brutalne wyrzucenie obywateli PRL żydowskiego pochodzenia z Polski. Zachodni slogan Polacy = Antysemici, zawdzięczamy właśnie im; ideowym dzieciom stalinowców. Dzięki obsesyjnej publicystyce Michnika i jego kolegów wygnanie Żydów z Polski przez komunistów zostało faktycznie przypisane Polakom, więcej temat 1968 roku i obudzenia „demonów antysemityzmu” wśród Polaków wybielił zbrodnie komunistów w latach 1945 -1956.
Ty jako jedyny – obok Leszka Moczulskiego twórcy KPN – odważyłeś się sprzeciwić tej obłędnej – postawionej na głowie – moralności. Jakże oni Cie nienawidzili! Gdy w roku 1979 zapisałem się na seminarium A. Michnika, którego tematem była historia polityczna PRL, mogłem osobiście doświadczyć tego strachu pomieszanego z lękiem bohatera postsowieckiej „inteligencji” wobec Ciebie i Twoich kolegów z „Głosu”. Kto przypominał L. Kołakowskiemu – wybitnemu filozofowi – jego stalinowska przeszłość, ten był nie tylko antysemitą, w gruncie rzeczy taki człowiek przestawał - w oczach Michnika – być człowiekiem.
Wtedy zrozumiałem, polemizując z uczestnikami seminarium na które przychodzili sami – oprócz mnie - członkowie KOR, że gdyby nie ty to instytucja stworzona przez Ciebie, stałaby się drugim PZPR –em. Byłeś gwarantem, ty wraz z L. Dornem. P. Naimskim, U. Doroszewską, że KOR był opozycją a nie instytucja manipulowaną przez władców PRL. Zapłaciłeś za swój sprzeciw wobec światopoglądu i strategii politycznej lewicy laickiej cenę bardzo wysoką, niewyobrażalną dla dzisiejszych prawicowych publicystów piszących bzdurne artykuły na Twój temat. Warty przypomnienia jest fakt, że w wydawaniu „Głosu”, pomagali Ci młodzi KiK –owcy, współpracownicy pisma „Więź” – B. Komorowski, aktualny prezydent Rzeczpospolitej, K. Wóycicki czy W. Arkuszewski.
Gdy wybuchła „Solidarność”, Ty – w przeciwieństwie do J. Kuronia, który z towarzystwa lewicy laickiej, był człowiekiem najnormalniejszym i najuczciwszym – nie pchałeś się do dworu Wałęsy, tylko budowałeś związek od dołu, stworzyłeś Ośrodek Badań Społecznych i założyłeś pierwszy dziennik w „Solidarności”, „Wiadomości Dnia”, którego w kilka miesięcy później zostałem redaktorem. Budowałeś instytucje, budowałeś związkową demokrację, opartą na prawie i procedurach a nie opozycyjnych zasługach. Wtedy właśnie A. Michnik udowodnił tym, którzy nie byli zaczadzeni jego osobą, że nie jest demokratą lecz wręcz przeciwnie reprezentuje bolszewickie tradycje w „Solidarności”.
Chciał on bowiem startować w wyborach w „Solidarności” wbrew statutowi związku, wbrew prawu i obowiązującym procedurom, które przyznawały czynne prawo wyborcze tylko pracownikom zatrudnionym przez dłuższy okres czasu w danym zakładzie pracy. Na oczach całej opinii publicznej A. Michnik, stwierdzał – to nie demokracja jest ważna tylko ja moja wola, moje zasługi. To był, dla wielu osób, szok. Jak mógł ten, spod którego pióra spływały ciurkiem ładnie opakowane zdania o demokracji, natychmiast ją łamać, występować przeciwko jej elementarnym zasadom? Ludzie typu L. Kołakowski czy A. Michnik stawiali się ponad prawem, ponad demokracją i ponad tradycyjną moralnością, głosząc jednocześnie te wartości wszem i wobec.
Była to szczytowa hipokryzja. O swojej działalności w okresie 1945 – 1956, czyli w okresie największego terroru i budowy komunizmu. L. Kołakowski napisał tak naprawdę jedno zdanie: „W bataliach tych (czyli niszczeniu nauki polskiej w czasach stalinizmu– przyp. mój) brało udział wielu marksistów starszego i młodszego pokolenia /…/, również uczestniczył w nich piszący niniejsze, który nie uważa tej swojej aktywności za powód do chluby.”. Wzruszająca ironia, kogoś kto był jednym z głównych ideologów komunizmu w okresie rządów Stalina.
Praktyka polityczna lewicy laickiej i byłych rewizjonistów w okresie „Solidarności”, była wiernym naśladownictwem taktyki Lenina tuż przed przewrotem październikowym w 1917 roku. Wtedy Lenin rzucił hasło: „Cała władza w ręce Rad”. W 1981 roku J. Kuroń skopiował te hasło, lansując program: „Cała władza w ręce Samorządów”. Zaiste J. Kuroń zasłużył na tytuł „ukochanego dziecka partii”, którym Lenin obdarzył Bucharina. Czym charakteryzowały się Rady i Samorządy? Ich teoretyk czyli Wódz Rewolucji Październikowej, stwierdził z rozbrajającą szczerością: totalnym bałaganem, w którym zdyscyplinowana grupa polityczna może z łatwością przejąć władze.
Co też się niestety stało. Idea Samorządów mogła ułatwić zdominowanie „Solidarności” przez lewicę laicka w której panowała iście bolszewicka dyscyplina. Byliśmy jedynymi – myślę o OBS i „Wiadomościach Dnia”, którzy publicznie sprzeciwili się temu leninowskiemu obłędowi, któremu uległa „Solidarność”. Władza Samorządów była niebezpieczną utopią, która na jesieni 1981 r. osłabiła „Solidarność”. Samorządy były polityczną i społeczną groteską, wymyśloną w celach stricte politycznych. Pamiętam też, że sprzeciw wobec tego zabójczego dla „Solidarności” programu zgłaszali działacze, którzy nie fruwali w niebie idei, tylko stąpali twardo po ziemi, myślę tu przede wszystkim o Sewerynie Jaworskim wiceprzewodniczącym NSZZ „Solidarność” Regionu Mazowsze, który w październiku 1981 roku, na wiecu w hali MZK, stwierdził – a słowa te przywitane były owacją -, że robotnicy nie chcą samorządów, tylko kapitalizmu, który jest jedyna gwarancją zniszczenia PRL –u.
Czy zdradzę tajemnicę, że od końca listopada planowałeś wspólnie z S. Jaworskim, usunięcie od władzy w regionie Z. Bujaka, którego uległość wobec J. Kuronia przybierała wręcz groteskowe formy? Ta cicha walka polityczna pomiędzy lewicą laicka, której program oparty na tworzeniu ruchów społecznych i samorządów był zaprzeczeniem demokracji i nurtem demokratycznym akcentującym przewagę procedur i prawa nad charyzmatycznymi przywódcami typu J. Kuroń, reprezentowanym przez ciebie, została zasypana nieszczęściem stanu wojennego. Nikt o tej walce nie pamięta, nikt o niej nie chce nic wiedzieć.
Przegrałeś ta walkę i zamiast demokracji, króluje w III Rzeczpospolitej „demokracja autorytetów”, lekceważy się prawo i administracyjne procedury, co jest nieszczęściem naszego państwa. Rok 1989 powołał do życia III Rzeczpospolitą, ze wszystkimi jej mankamentami, oddaniem władzy ekonomicznej komunistom przez Michnika i Kuronia, korupcją i finansowym „kapitalizmem” rujnujacym nasza gospodarkę i spychającym Polske do rzędu krajów postkolonialnych. Rok 1992 to próba pokonania oligarchii postkomunistycznej – próba , w której byłeś głównym bohaterem , z góry skazana na klęskę. Z dalekiego Paryża obserwowałem Twoje heroiczne zmagania i troche żałowałem, że nie ma mnie w kraju i że nie pracuje z Tobą.
Gdybym pracował to teczki Moczulskiego i Chrzanowskiego wrzuciłbym do pieca. Zniszczyłbym teczki prezesów partii, które wchodziły w skłąd rządu premiera Olszewskiego albo go wspierały. Już wtedy przestawałem Cię rozumieć. I w końcu nadszedł rok 2005. Rok demokratycznej rewolucji, używam dlatego tego – wewnętrznie sprzecznego – pojęcia „demokratyczna rewolucja”, ponieważ w ustrojach demokratycznych zdarza się niezwykle rzadko sytuacja, kiedy obywatele w głosowaniu do parlamentu zgadzaja się na radykalne reformy. Tak właśnie było w 2005 roku. 80% wyborców głosowało za zasadniczymi zmianami w Polsce. Czego nas nauczyły te dwa lata? Czego nauczyły Ciebie i mnie, bo Ty w MON, ja w MSWiA sprawowaliśmy kontrolę nad najbardziej zaubeczonymi departamentami w administracji państwowej.
Miałem wrażenie, że śnię gdy w pierwszych tygodniach po sformułowaniu rządu PiS zapoznawałem się z rzeczywistoscia III Rzeczpospolitej: pani dyrektor X, pułkownik SB , zaczynała karierę jeszcze w latach 50 –tych, dyrektor Y śledził księdza Popiełuszkę, wiadomo w jakim departamencie w 1984 r. musiał pracować, naczelnicy wydziałów, nie lepiej. Czułem na plecach oddech nienawiści, ale ponieważ do władzy przygotowywałem się wraz z innymi z PiS od 2003 r. zacząłem to natychmiast zmieniać. Poznałem potęgę procedur, rozporządzeń, prawa administracyjnego – rzecz jasna kontratak agentury SB –eckiej wobec zmian był natychmiastowy: przeżyłem trzy pożary – w tym jeden bardzo groźny -, były to pierwsze pożary od 1989 r. - próbowano unieruchomić rejestr PESEL itd. Agentura SB –ecka organizowała też groźne prowokacje, które miały na celu skompromitowanie rzadu w oczach obywateli i zagranicy. Udaremniliśmy je.
Przypuszczam, że przeżyłeś gorsze sytuacje. Jakie wnioski z tego wyciągnąłeś? Że najważniejsze są zmiany ludzi, że na czele instytucji trzeba instalować „naszych”, a potem próbować zmieniać prawo i rozporzadzenia. Przyznaje, ze byłem tym przerażony, zaprzeczałeś, tą zabójczą dla rządu strategią, całej swej życiowej drodze politycznej. Uczyłeś nas w latach 70 –tych i 80 -tych, że to jakość instytucji i prawa jest najważniejsza, a nie zmiany ludzi na czele instytucji. Druga kwestia była jeszcze ważniejsza – a skąd ty wytrzasnąłeś „naszych” i skąd wiedziałeś, że to sa nasi. Kaczmarek i Kornatowski to byli „nasi” czy „ich”?
Nie poznawałem Cię, stawałeś się - w moich oczach – zaprzeczeniem samego siebie sprzed lat, zaprzeczeniem najlepszych tradycji opozycji demokratycznej w PRL. Wierzę, nie - wiem, że rozporządzenia, reformy, nowe prawa i nowe instytucje są silniejsze i skuteczniejsze niż „nowi” ludzie postawieni na czele nie zreformowanych struktur administracyjnych. Na jednym z posiedzeń rządu, na jesieni 2006 r. poświeconym informatyzacji kraju, w obecności premiera J.Kaczynskiego, starliśmy się ostro – ku zdziwieniu innych ministrów – przedstawiając w klarowny sposób nasze racje. Pozornie wygrałem, ale w lutym 2007 roku po dymisji L.Dorna, wiedziałem już, ze wizja szybkich zmian polegajacych na wymianie „ich” na „naszych” (którzy rzecz jasna „naszymi” nie byli) wygrała.
W ten sposób pogrzebaliśmy demokratyczną rewolucję 2005 roku. Przegraliśmy sromotnie. Przegraliśmy do potęgi, ponieważ po 2007 roku, reforma państwa dla elektoratu PiS jest tożsama z wymianą aparatu PO na aparat PiS. „Ich” na „naszych”. I na tm polega m.in. tragedia naszego rozpadającego sie w ruiny państwa.
10 kwietnia 2010 roku jest ciosem, który rozpoczyna proces zaniku wspólnoty narodowej Polaków. Wszystko w tragedii smoleńskiej wskazuje na zamach: miejsce, czas, obecność na pokładzie samolotu śp. Prezydenta L. Kaczyńskiego przeciwnika imperialnych zakusów Rosji, rządy KGB na Kremlu, nasza narodowa powstańcza martyrologia, ale jednocześnie rozbicie się samolotu na ziemi smoleńskiej ma wszelkie znamiona wypadku. Jednak dla Ciebie oraz dla redaktorów „Gazety Polskiej”, zamach staje się bardzo szybko oczywistością, jak wschód lub zachód słońca. Strach ekipy Tuska ich ewidentne błędy i zaniechania wzmacnia przekonanie wśród elektoratu PiS, że tragedia smoleńska, nie była wypadkiem lecz zamachem rosyjskich wychowanków KGB i części polskiej elity na życie śp. Prezydenta L. Kaczynskiego.
Teoria „układu” czyli centralnego komputera umieszczonego w lochach Kremla i sterującego swoimi programami (agentami) całością życia politycznego w różnych częściach byłego Imperium sowieckiego, znajduje swoje ostateczne tragiczne potwierdzenie. Szalejesz. Zamach staje się – chociaż żadnych przekonywujacych dowodów na to nie ma, są tylko nieudolne działania polskich urzedników – nową tożsamością PiS –u.
Szalejesz. Kto nie wierzy w zamach, jest wrogiem Polski. Kto nie wierzy w zamach jest agentem Rosji. Kto nie wierzy w zamach nie jest Polakiem. I Putin słuchając Twoich przemówień zaciera dłonie z radości: wykańczamy Polaków ich własnymi rękami. Dlaczego Antku, słuchając Ciebie mam wrażenie , ze jesteś kukiełką pociąganą za sznurki przez prezydenta Rosji? Twoje absolutne przekonanie, ze tragedia smoleńska była zamachem dzieli coraz bardziej naszych rodaków, wykopuje rów pomiedzy nami.
Im głośniej mówisz o zamach tym Polska staje się słabsza czyli bardziej podzielona. Kiedy ukazuje się artykuł w „Rzeczpospolitej”, który na pierwszy rzut oka jest sprytna manipulacja zachowujesz się jak amator a nie polityk, dajesz się prowokować jak dziecko,. Czy straciłeś do reszty zdrowy rozsadek? Czy już zapomniałeś, że fundamenty moralne polskiej polityki określa Kościół Katolicki, który zawierając porozumienie z Cerkwia Prawosławną wysłał do takich jak Ty, czytelny sygnał. Dość.
A może Episkopat też zdradził, bo takie głosy dochodzą z kregów Twoich popleczników z „Gazety Polskiej”? I nie mów mi o nieodpowiedzialności rzadu premiera Tuska, bo jeżeli uważasz, ze rząd jest nieodpowiedzialny to Ty powinnieneś być 1000 razy bardziej odpowiedzialny. Przestań mówić o zamach, bo nawet jeżeli udowodnisz ponad wszelka watpliwość, że zamach był to większość – i to zdecydowana – Narodu Ci nie uwierzy, a część – jak dobrze wiesz – będzie się z tego śmiała. Jako obywatel tego kraju wzywam Cie, żebyś zdymisjonował z funkcji przewodniczacego Komisji Parlamentarnej ds. tragedii smoleńskiej.
Nie zabieraj w tej sprawie głosu, po ostatniej wpadce związanej z artykułem w dzienniku „Rzeczpospolita”, powinnieneś natychmiast podać się do dymisji. Dlaczego tego nie zrobiłeś? PiS na naszych oczach się powoli odradza o czym świadczy powołanie gabinetu cieni z prof. Glińskim na czele. PiS rozumie, że w czasach największego kryzsu ekonomiczno cywilizacyjnego od 80 lat, musi być gotowy do przejecia władzy, kiedy rząd PO się rozpadnie. PiS rozmie, że musi być opozycją, która gotowa jest w każdej chwili zaproponować Narodowi reformy chroniace go przed zubożeniem a nawet nędzą. To jest naczelne zadanie największej partii opozycyjnej – PiS -u. Nie ciągnij go w dół. Nie niszcz ostatniej nadzieji Polaków.
Piotr Piętak