Kilka dni temu Sejm zdecydował, ze biometryczne dowody osobiste zostaną wprowadzone w roku 2016 nikt - o ile mi wiadomo - nie zareagował na ten jeden z największych skandali informatycznych i ekonomicznych III Rzeczpospolitej. Oto łatwy projekt informatyczny – w połowie przygotowany przez rząd premiera J. Kaczyńskiego – będzie zrealizowany nie przez rok tylko 10 – słownie dziesięć lat.
Ostatnie poprawki Sejmu i Senatu próbują wprowadzić trochę porządku do totalnego bałaganu legislacyjnego i informatycznego jaki towarzyszył dotychczasowym próbom w wprowadzenia dowodu biometrycznego przez kolejnych ministrów MSWiA, MSW i Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji, ale jednocześnie ich lektura udawadnia do jakiego stopnia dezintegracji państwa doprowadziły 5-letnie rządy PO.
W uzasadnieniach przesunięcia daty wprowadzenia dowodów biometrycznych sformułowanych przez urzędników MSW czytamy m.in., że Komitet Rady Ministrów ds. Cyfryzacji podjął decyzję o przesunięciu wdrożenia elektronicznych dowodów osobistych w wyniku analizy kosztów wymiany dowodów, które oceniono na 2 mld zł – cyfra wzięta z sufitu -, a które musiałby pokryć budżet państwa. Poza tym – wg. urzędników MSW - biometryczny dowód osobisty byłby wykorzystywany w niewielkim stopniu, gdyż obecnie jest mało systemów, które by to umożliwiały.
Te ostatnie zdanie jest zadziwiające, ponieważ wszyscy doskonale wiedzą, że jest dokładnie odwrotnie: to wprowadzenie dowodów biometrycznych miało być fundamentem powstania nowych systemów, to właśnie ich funkcjonowanie w przestrzeni prawno-ekonomicznej III Rzeczpospolitej miało być rozrusznikiem powstania w Polsce nowoczesnych systemów informatycznych opartych o dane zawarte w dowodzie biometrycznym.
Gdy w listopadzie 2006 roku przedstawiałem – jako wiceminister odpowiedzialny za rejestry i dowody tożsamości - projekt dowodów biometrycznych śp. Minister Grażynie Gęsickiej i śp. Wicepremierowi Gosiewskiemu, było dla nas wszystkich jasne, że : po pierwsze, wprowadzenie dowodu osobistego dałoby praktyczną możliwość masowego upowszechnienia podpisu elektronicznego dla obywateli, co przyspieszyłoby rozwój usług gospodarki elektronicznej, a było nieskutecznie obiecywane już na 2001 rok przez Prezydenta Kwaśniewskiego.
Po drugie, wprowadzenie dowodu biometrycznego przy pomocy środków unijnych umożliwiłoby rządowi polskiemu wykorzystanie pieniędzy z UE przeznaczonych na rozwój zabezpieczeń biometrycznych coraz powszechniej stosowanych na świecie; specjaliści obliczyli, że Polska mogłaby w latach 2011 -2015 uzyskać z UE od 2 do 3 miliardów złotych, co stworzyłoby w Polsce warunki do rozwoju nowego rynku oprogramowań elektronicznych.
Po trzecie, wprowadzenie dowodu biometrycznego wymusiłoby na bankach zastosowanie w transakcjach kartami zabezpieczeń biometrycznych co skutkowałoby inwestycjami w tej dziedzinie informatyki. Wyliczyłem korzyści ekonomiczne, jednak najważniejsze byłyby korzyści instytucjonalne związane z pozycją Polski w UE, w której trwają prace nad projektem Europejskiej Karty Obywatela (ECC), w których intensywnie uczestniczyła Polska do końca 2007 r. i których celem jest opracowanie standardów związanych z ID-kartami (czyli dowodami osobistymi) w poszczególnych krajach.
Polska jako jeden z pierwszych krajów - miałaby posiadać biometryczny dowód, co byłoby ogromnym cywilizacyjnym sukcesem naszego kraju. Innymi słowy wprowadzenie dowodów biometrycznych w Polsce miało być impulsem cywilizacyjnym umożliwiającym rozwój gospodarki elektronicznej w naszym kraju. Impulsem organizacyjnym, prawnym i technologicznym, którego założenia realizuje najpierw państwo a następnie wykorzystują go firmy prywatne i całość społeczeństwa obywatelskiego.
To jest paradygmat gospodarki elektronicznej. Czy ktoś w sferach rządowych o tym wie? Czy ministrowie premiera Tuska zdaja sobie sprawę, że niewprowadzenie dowodów biometrycznych jest nie tylko degradacja cywilizacyjna naszego państwa, ale jest także ciosem – w czasach największego kryzysu od 1929 r. - ekonomicznym?
Tysiące miejsc pracy nie powstaną, tysiące młodych informatyków zamiast realizować w Polsce innowacyjne systemy, wyemigrują z naszego kraju. Nieudolność organizacyjna i technokratyczna kolejnych ministrów MSW, MSWiA i MAC będzie skutkowała coraz większym bezrobociem, co jest prawdziwa tragedią. Przypomnijmy, ze wprowadzenie dowodu biometrycznego miało być sztandarowym projektem rządu premiera Tuska – tak to przedstawiały media – co było kłamstwem, ponieważ projekt był już wymyślony i realizowany przez rząd premiera J. Kaczyńskiego, przypomnijmy, że 30 grudnia 2009 r, Premier Donald Tusk zapowiedział tryumfalnie, że za rok pierwsi Polacy dostaną nowe dowody biometryczne z chipem, a za trzy lata staną się one również kartą pacjenta.
Niestety nic z tego nie wyszło (jak i z resztą projektów informatycznych tego rządu) . Przez pięć lat rząd PO i PSL nie umiał wprowadzić - w połowie już zrealizowanego - projektu informatycznego. Jest to totalna kompromitacja, obniżająca nasza rangę – i tak niewysoką – wśród urzędników z Brukseli, którzy się po prostu z nas śmieją. Warto zapytać jakie są przyczyny tej kompromitacji?
Zanik państwa
Jakie są konkretne przyczyny tej abdykacji państwa z rządzenia? Pierwszą i – moim zdaniem – najważniejszą przyczyną jest ogólna filozofia liberałów, którą najprecyzyjniej wyraził minister Rostowski stwierdzając w polemice z B. Kempą, że „my PO w przeciwieństwie do was mamy zaufanie do ludzi (czytaj urzędników)”. Otóż w administracji państwowej nie funkcjonuje coś takiego jak „zaufanie do urzędników” (można mieć zaufanie do współpracownika), tylko precyzyjne procedury administracyjne umożliwiające władzy politycznej kontrolę nad aparatem administracyjnym. Jest to w gruncie rzeczy podstawowy problem każdej władzy w III Rzeczpospolitej.
Jak zdobyć realną władzę nad biurokracją – oddziedziczoną w dużym stopniu po PRL – u - po zdobyciu władzy w państwie w wyniku wyborów ? Tego problemu premier Tusk i jego ministrowie nawet nie zauważyli, stąd liczne afery korupcyjne. Druga przyczyna jest pochodna pierwszej, otóż w rządzie premiera Tuska – szczególnie w informatyzacji – wiceministrowie nie nadzorowali merytorycznie –podległych im departamentów.
Wyznał to wiceminister ds. informatyzacji W. Drożdż w wywiadzie udzielony tygodnikowi ComputerWorld opublikowanym w 2008 r. Na pytanie redaktora : „Jak zatem widzi Pan swoją rolę w projekcie i w zarządzaniu projektami teleinformatycznymi w MSWiA?” wiceminister odpowiada : „Zamierzam się trzymać z daleka od szczegółów technicznych. To zadanie szefów projektów. Moje zaś nadzorować i wspomagać tam zespół, gdzie jest konieczne bezpośrednie zaangażowanie wiceministra.
Aby zaś usprawnić funkcjonowanie podległych mi departamentów, powołujemy w MSWiA Centrum Projektów Informatycznych (CPI), w skład którego wejdą zespoły projektowe PESEL 2, e-PUAP i pl.ID.”. Wyznanie kuriozalne - i pełne sprzeczności -, jak można nadzorować pracę informatyków „trzymając się z daleka od szczegółów technicznych” ? Obowiązkiem wiceministra nie jest „wspomaganie zespołu informatyków”, lecz jego stałe kontrolowanie, ale rzecz jasna jest to niemożliwe, jeżeli nie zna się szczegółów technicznych czyli informatyki.
Wiemy czym taka filozofia rządzenia, albo raczej nierządzenia zaowocowała. Skrajną korupcją.
Rezultat – skrajna korupcja
Urzędnicy nie kontrolowani przez władzę polityczna – zgodnie z metodologia pracy ministra Drożdża – po prostu się demoralizują. Projekt pl.id czyli dowody biometryczne wprowadzano w nowym departamencie metodami przypominającymi do złudzenia stare dobre czasy rządów premiera Millera tak jakby Polska nie przystąpiła do UE w 2003 r. Projekt pl.id wprowadzany był z pogwałceniem wszelkich zasad obowiązujących w UE.
Nie podawano o nim żadnych informacji. Był to projekt realizowany w ukryciu przed publicznością i także przełożonymi W latach 2008 – 2010 na stronicy internetowej MSWiA – o tym jednym z 3 największych projektów informatycznych w UE – nie było ani słowa ! Były zakładki o Pesel 2 (dawno ukończonym), CEPiK-u, Polsce cyfrowej a jakże, ale o projekcie, który dotyczy każdego z nas i na którym firmy informatyczne miały zarobić mnóstwo pieniędzy : nic.
Ponieważ – z definicji jest to niemożliwe więc ktoś zainteresowany projektem w latach 2008 -2010 -, zaczynał poszukiwania : u góry stronicy znajdował zakładkę pt. informatyzacja ; klikał i w tytułach nowych zakładek szukał naszego projektu, niestety nie znajdował go wiec zaczynał sprawdzać co sie kryje pod nazwami e-elementarz, e-pułap i w końcu w zakładce pt. Centrum Projektów Informatycznych odnajdywał nasz projekt. Informacje o projekcie znajdowały sie na trzecim poziomie zakładek czyli w internetowym podziemiu, jednak gdy klikaliśmy na napis pl.id to stwierdzaliśmy, że z lektury stronicy poświęconej wprowadzeniu dowodu biometrycznego nie dowiadujemy sie niczego.
(2029 wizyt strony czyli zero biorąc pod uwagę, ile wejść musieli wykonać pracownicy MSWiA). Wniosek : w latach 2008 -2010 urzędnicy MSWiA zamiast upowszechniać informacje o projekcie dowodów biometrycznych starannie je ukrywają tak jakby działali w informatycznym podziemiu a nie państwie prawa. Proces opisany powyżej jest nazywany często przez politologów alienacją klasy urzędników, która nie kontrolowana i nie dyscyplinowana przez władzę polityczną, przejmuje faktyczną kontrolę nad państwem co w konsekwencji prowadzi do jego upadku.
Alienacja klasy urzędników
Rządy premiera Tuska doprowadziły do odwrócenia relacji miedzy władza państwową i administracją publiczną. Ta pierwsza rezygnując z kontrolowania i ciągłego dyscyplinowania urzędników, jest aktualnie zakładnikiem biurokratów. W gruncie rzeczy to urzędnicy wydaja rozkazy wiceministrom i ministrom. Ci ostatni są medialnymi marionetkami usprawiedliwiającymi absurdalne decyzje w mediach. Ten groteskowy proces budowania Państwa Biurokratów w którym poszczególne segmenty klasy urzędników realizują interesy firm prywatnych jest widoczny przede wszystkim w procesie informatyzacji a w szczególności w realizacji wprowadzenia dowodów biometrycznych.
Aktualnie społeczeństwo nie wie nawet kto – czyli jakie ministerstwo – będzie ten projekt próbowało wprowadzić. W miesiącu wrześniu ukazał się komunikat, ze projekt dowody biometryczne będzie realizowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji – po miesiącu, kiedy urzędujący minister Boni zorientował się, ze nie może go realizować ponieważ za wydawanie dowodów odpowiedzialne jest Ministerstwo Spraw Wewnętrznych ukazał się nowy komunikat, że jednak dowody będą wprowadzane przez MSW.
Groteska – ministrowie rządu premiera Tuska nie wiedza co im podlega i za jaka część państwa odpowiadają. To tak jakby maturzysta nie wiedział, jakie przedmioty będzie zdawał na maturze. Jednak ta karuzela decyzji mimo swej groteskowej otoczki dotyka podstawowego problemu (o którym ministrowie aktualnego rządu nie maja pojęcia) współczesnych państw, mianowicie relacji technika-polityka (w naszym przypadku informatyzacja-polityka).
Informatyzacja zmienia politykę
Jednym z najważniejszych problemów współczesnych państw poddanych procesowi globalizacji i informatyzacji są relacje pomiędzy zawodowymi politykami a ekspertami, których rola zgodnie z klasycznymi sformułowaniami Sartoriego z „Teorii demokracji” wzrasta w coraz bardziej stechnicyzowanym, globalnym społeczeństwie XXI wieku.
Co ważniejsze – pomimo wzrostu edukacji społeczeństw – pogłębia się luka pomiędzy wiedzą przeciętnie wykształconego obywatela a specjalistami. Prowadzi to nieuchronnie do redukcji władzy ludu i wzrostu władzy technokratów i biurokratów, bowiem w miarę jak mechanizmy życia społecznego staja się coraz bardziej skomplikowane i wzajemnie sprzężone, zdanie eksperta z konieczności zyskuje o wiele większe znaczenie niż głos wyborcy.
Dlatego też w trójkącie wyborcy – władza państwowa lub partie polityczne – eksperci – rolą partii i państwa jest rozładowywanie permanentnego napięcia jakie istnieje pomiędzy systemem wartość i reprezentowanym przez jej zwolenników a narzędziami technicznymi czy rozwiązaniami instytucjonalnymi jakie proponują eksperci w celu realizacji tychże wartości. Tego problemu rząd premiera Tuska nawet nie zauważa czego dowodem jest mianowanie na najbardziej techniczne stanowisko ministra informatyzacji polonisty, co jest absurdem. Ten podstawowy problem współczesności jest jednak zauważony i doceniony przez PiS. Partie polityczne są bowiem nadal podstawa – więcej strażnikiem – demokracji.
To one definiują precyzyjnie relacje miedzy ekspertami i politykami miedzy technika i polityką. Dlatego inicjatywa PiS –u powołania gabinetu cieni z „premierem” Glińskim uważam za znakomitą, ponieważ w ten sposób kierownictwo partii otwiera się na środowiska eksperckie i nadaje im znaczenie także polityczne. Jest to tym ważniejsze, że ten proces władzy ekspertów Polska odczuwa szczególnie boleśnie ponieważ jest członkiem UE – lub jak twierdza niektórzy, jej kolonią – w strukturach której rządzą fachowcy i specjaliści od wymuszania na krajach członkowskich przy pomocy norm w 100% technicznych, decyzji politycznych.
Piotr Piętak