Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Media.

Polak = Murzyn - dlatego nie lubimy USA

Stasiu Kowalski grany przez BrandoZanim przedstawię mój punkt widzenia, który jest zdeterminowany faktem że sprawując funkcję wiceministra w latach 2005 -2007 miałem okazje zaznajomić się empirycznie i doświadczalnie z kolonialnym stosunkiem dyplomatów USA do Polaków, przedstawię fakty.

Z badań CBOS przeprowadzonych w styczniu 2011 roku, Amerykanie zajmują dziewiąte miejsce w rankingu najbardziej lubianych przez Polaków narodowości. Sympatię do obywateli USA deklaruje 43% Polaków, a niechęć 19%. Odsetek Polaków mających pozytywny stosunek do Amerykanów zmniejsza się każdego roku.

W 1993 roku sympatię do tej narodowości deklarowało 62% osób pytanych przez CBOS, w 1997 roku odsetek ten wynosił 64%. Największy spadek sympatii odnotowano między 2002 i 2003 roku (9 punktów procentowych). Od tego czasu Amerykanie są lubiani przez mniej niż połowę polskiego społeczeństwa. Rośnie też odsetek Polaków niechętnych Amerykanom, w 1997 roku swój negatywny stosunek do nich deklarowało 6% Polaków, od tego czasu odsetek ten wzrósł do 19%.

Nareszcie Polacy zamiast uwielbiać USA, oddaja im to co amerykanom się należy. W Stanach Zjednoczonych zawsze uważano Polaków za idiotów, bezmyślnych kretynów i alfonsów zagrażających cnotom amerykańskich dziewic. W książkach i filmach upowszechniano stereotyp durnych Polaczków umiejących się tylko bić i gwałcić.

240px-Burt Lancaster and Deborah Kerr in From Here to Eternity trailerW pamiętnej powieści „Młode lwy”, bohater – amerykański Żyd – w knajpie w Londynie w czasie II Wojny Światowej, obserwuje barbarzyńską bójkę polskich oficerów i na jej koniec mówi do kolegi : „to Polacy są głupi jak but, ale bić się umieją”. Takich książek i filmów można wymieniać setki, jeśli nie tysiące. Jak się nazywa największy kretyn i donosiciel w najpiękniejszej książce – wielokrotnie filmowanej – „Stąd do wieczności”?

Niech się czytelnik domyśli. Jest to wredna tępa kreatura, która umie tylko wywijać pięściami i donosić na kolegów. Główny bohater w kultowym filmie Kazana „Tramwaj zwany pożądaniem” – nazywa się oczywiście Stasiu Kowalski – niezapomniana rola Brando – ten typek (alfons – rzecz jasna) wyżywa się na biednej delikatnej amerykance doprowadzając ja do choroby nerwowej. W amerykańskiej kulturze masowej odgrywamy rolę umięśnionych idiotów, którzy umieją tylko kraść, gwałcić i donosić.

Amerykanie nami pogardzają. Przez pierwsze 10 lat tzw. III Rzeczpospolitej (prawidłowa nazwa PRL –bis) trwała nasz ślepa, niewolnicza miłość do USA, ale już wtedy można było się dowiedzieć o prawdziwych uczuciach amerykanów względem nas. W 1992 roku w USA ląduje premier rządu polskiego Olszewski, przyjmuje go prezydent Bush-senior i podczas rozmowy (opisanej przez doradcę premiera Z. Najdera) prezydent USA w ten sposób zwraca się do premiera niepodległego państwa:

- I zanim podejmiecie jakąś decyzje, zadzwoncie do naszego ambasadora on wam powie co robić.

Wszyscy Polacy obecni na spotkaniu czerwienią się ze wstydu i oburzenia: potraktowano nas jak wysłanników amerykańskiej, zamorskiej koloni. W dodatku prezydent Bush-senior i jego synalek, to w porównaniu z premierem Olszewskim czy Najderem intelektualne ćwoki. Powoli ta prawda, że amerykanie uważają nas za idiotów nie umiejących myśleć i pracować, dociera do szerszych kręgów opinii publicznej.

Za każdym razem, kiedy pomagamy USA czy to w Afganistanie czy Iraku, obiecuje się nam złote góry a następnie robi w konia czyli oszukuje. My wysyłamy naszych żołnierzy a amerykańscy politycy każą się po rękach całować za to, że zezwalają – łaskawie – sobie pomagać. W 2006 roku, pełniłem wtedy funkcję wiceministra w MSWiA, Polska zgodnie z dyrektywą UE wprowadziła paszporty biometryczne. Któregoś dnia odebrałem taki oto telefon z ambasady USA (urzędnik, który dzwonił wiedział, że będzie rozmawiał z wiceministrem).

- Halo, ministerstwo spraw wewnętrznych
-Tak.- odpowiadam lekko zdziwiony.
- Świetnie podobno wprowadziliście paszporty biometryczne nasi specjaliści chcą obejrzeć wasze bazy danych, przyjdą jutro. Czy Pan zrozumiał?
Zaniemówiłem z wściekłości, bo urzędnik ambasady USA, rozmawiał ze mną jak ze swoim podwładnym. Spytałem, starając się zachować spokój.
- Czy Pan zwariował ?
- Przepraszam, no przecież powiedziałem, że nasi specjaliści..
- Proszę pana – powiedziałem – gdybym, jako wiceminister rządu, zezwolił na obejrzenie danych przedstawicielom obcego państwa, to poszedłbym do więzienia.
- Że jak? – urzędnik był zdziwiony – przecież tak zawsze robiono.

Dowiedziałem się, że w latach 90-tych ambasada USA czyli urzędnicy IV stopnia, wydawali polecenia wiceministrom i ministrom rządów III Rzeczpospolitej.

Piotr Piętak