Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Historia Linux.

Jak zmienić Polskę w Finlandię

 

We Francji, Meksyku, Anglii, Peru, Rosji, Chinach nauczyciele , uczniowie i ich rodzice, wspólnie zastanawiają się i próbują rozwiązać jeden z podstawowych dylematów społeczeństwa informacyjnego : jak uczyć informatyki, wiedząc, że narzędzia informatyczne aktualnie używane  mogą – biorąc pod uwagę błyskawiczne tempo zmian technologicznych – być bezużyteczne po skończeniu szkoły przez dzisiejszych licealistów ? Czy w takim razie uczyć raczej obsługiwania oprogramowań, czy zrozumienia jak one działają ? Czy w procesie nauczania korzystać z narzędzi informatycznych firmy Microsoft które dostarczane są użytkownikowi w formie uniemożliwiającej ich przeczytanie i zrozumienie ?Pytań jest wiele i – co warto podkreślić- niektóre państwa udzieliły na nie już odpowiedzi.

 

 

Zmiany w metodzie nauczania na świecie

W  1997 r. rząd meksykański wprowadza radykalną reformę systemu nauczania informatyki instalując w 140 000 szkół system operacyjny Linux, który – w przeciwieństwie do narzędzi firmy Microsoft – umożliwia czytanie i zrozumienie oprogramowań z których jest zbudowany. Finlandia, której radykalna reforma ekonomiczna sprzed kilkunastu lat, polegała głownie na całkowitym zreorganizowaniu  systemu edukacji w szczególności systemu nauczania informatyki. Efekty są znane. Boom gospodarczy. Francja w której liczne asocjacje skupiające rodziców licealistów i wybitnych informatyków wymusiły na wszechpotężnym Ministerstwie Edukacji Narodowej  wprowadzenie do szkół nauki Linuksa. W Rosji premier Putin zapoczątkował od 2007 roku wprowadzenie – na masową skalę - nauki Linuksa do szkół. Chiny to samo. W Polsce – czyli ojczyźnie logików  Tarskiego, Łukaszewicza, Leśniewskiego, których logiczne odkrycia zrewolucjonizowały informatykę i przyczyniły się do powstania Unixa, starszego brata Linuksa - system nauczania informatyki w liceach, który uczy nasze dzieci tylko i wyłącznie posługiwaniem się oprogramowaniami firmy Microsoft, spycha nasz kraj w cywilizacyjną przepaść. Cały świat uczy się Linuksa. My nie! Jeżeli nie dokonamy – my to znaczy, rodzice i informatycy, bo nasze państwo w tej sferze jest kulturowym zakładnikiem Microsoftu - jak najszybciej reformy nauczania informatyki w liceach to o ludziach odpowiedzialnych za system  edukacyjny w Polsce będzie można powiedzieć to samo co o socjalistach francuskich z lat 80-tych : oni tak bardzo lubią bezrobotnych, że produkują ich masowo. Dlaczego na świecie Linux jest coraz bardziej popularny, dlaczego coraz więcej państw wprowadza jego naukę do szkół ponadpodstawowych ?

 

A w Polsce...

W 2002 PWN wydał  podręcznik do przedmiotu – technologia informacyjna – przeznaczony dla uczniów liceów ogólnokształcących. Podręcznik "Technologia Informacyjna’’ jest znakomity, obiema rękoma podpisuje się pod stwierdzeniami reklamującymi książkę : "prosty, przystępny język, itd." tylko jego tytuł powinien brzmieć  "Technologia Informacyjna Windowsa". Przyznają to zresztą sami autorzy pisząc na str. 11 ‘’W podręczniku, omawiając konkretne bloki tematyczne, wykorzystano głównie platformę systemową Windows". Znajduje się w nim także krótki 10-stronicowy rozdział poświęcony Linuksowi, na którego poznanie autorzy proponują poświecić 3 godziny dodając :"…poznanie systemu Linux  jest bez wątpienia pożyteczne, jednak nie ma kluczowego znaczenia dla osiągnięcia celów zawartych w podstawie programowej przedmiotu technologia informacyjna". Dlaczego ?  Dlatego że system Linux  umożliwia zrozumienie działania narzędzi informatycznych, natomiast celem przedmiotu technologia informacyjna jest nauka ich obsługiwania . Czy jest jednak możliwe w informatyce automatyczne oddzielenie wiedzy od umiejętności  ? Przytoczę dwie definicje Internetu.

Pierwsza jest umieszczona w podręczniku na str. 79 :

"…Ważne, żebyś rozumiał, że istotą Internetu stanowi infrastruktura sieciowa, (...) oraz zbiór zasad normujących jego działanie"

Porównajmy ją z określeniem Internetu jakie znajdujemy w książce S. Lema  pt. "Tajemnica chińskiego pokoju" :

"Dopiero niedawno dowiedziałem się, że zaczątek Internetu jako sieci komputerowej bez ośrodkowej, czyli takim sposobem rozgałęzionej, że nie posiada ona żadnego centrum wymyślili fachowcy Pentagonu..." .

Wybitny pisarz w krótkim zdaniu, przedstawił podstawową zasadę funkcjonowania cyberprzestrzeni. Natomiast z definicji umieszczonej w podręczniku informatyki nie dowiadujemy się nic, bo cóż to znaczy, że "istotą Internetu stanowi infrastruktura sieciowa", określenie to, przypomina  sławne marksistowskie "istota człowieka to całokształt stosunków społecznych" i dziwić się należy, że autorzy  konstruują definicje używając pojęć i metod z epoki zdawałoby się dawno minionej i zapomnianej. Przytoczone przykłady – a tak naprawdę cała metodologia, na której oparty jest podręcznik - stawiają na ostrzu noża podstawowy problem związany z nauczaniem informatyki :

Czy możliwe jest skuteczne obsługiwanie narzędzi informatycznych bez jednoczesnego zrozumienia mechanizmów ich  działania ? Czy w XXI wieku dychotomiczne rozdzielenie wiedzy i umiejętności nie jest sprzeczne z zasadami regulującymi dużą część rynku pracy ? Na czym rzeczywiście polega praca w społeczeństwie informacyjnym ?

 

Eksplozja informacji

Przeżywamy prawdziwą eksplozje informacji, według ankiety przeprowadzonej przez uniwersytet Berkley w 2001 roku, poprzez Internet możemy dotrzeć do 550 miliardów dokumentów. Stronic internetowych przybywa codziennie 7.3 mln. Produkcja dobowa e-mail  jest 500 razy większa od produkcji stronic. Przedsiębiorstwa mają dostęp do różnych – praktycznie – niepoliczalnych danych do których szybki dostęp jest warunkiem niezbędnym ich funkcjonowania i przetrwania w stale zmieniającym się otoczeniu ekonomicznym. Elektroniczna ekonomia polega na umiejętnym wyszukiwaniu danych potrzebnych przedsiębiorstwu i na ich jak najszybszym przetworzeniu, organizowaniu i uporządkowaniu.

 

 

Jaki pracownik jest do tego typu zajęć potrzebny ?

Przede wszystkim musi on być wykształcony i – co istotniejsze – musi być zdolny do podejmowania samodzielnych inicjatyw i decyzji. Istnienie małych i dużych przedsiębiorstw zależy – o wiele bardziej niż w przeszłości – od stopnia autonomii ich personelu. Znikają hierarchiczne struktury, upowszechnia się coraz bardziej horyzontalny typ relacji organizacyjnych, w których zakres odpowiedzialności każdego pracownika wzrasta niepomiernie w porównaniu z zasadami pracy obowiązującymi w przedsiębiorstwie XX w.. W tych warunkach wartość pracownika nie jest wyznaczona tylko przez studia wyższe, lecz także przez typ otrzymanej w szkole edukacji.

W elektronicznej ekonomi pracownik musi umieć przystosować się do ciągle zmieniającego się kontekstu ekonomicznego i technologicznego, co wymaga stałego podnoszenia kwalifikacji. Warunkiem skutecznej pracy jest szybkość z jaką analizuje się i absorbuje zmianę, ponieważ zmiana jest cechą charakterystyczną naszej cywilizacji. Paradoksalnie, doskonała znajomość i ciągłe używanie tylko jednego systemu operacyjnego utrudnia – a czasami wręcz uniemożliwia – naukę innych opartych na odmiennych zasadach oprogramowań. Ekonomiści nazywają to zjawisko blokadą innowacyjną. Dlatego pluralizm metodologiczny w nauczaniu informatyki jest konieczny właśnie z punktu widzenia praw rządzących ekonomią elektroniczną ,Szkoła powinna uczyć uczenia się

Ciągła nauka – to jest aksjomat XXI wieku - stała się częścią naszego życia  zawodowego i codziennego. W opinii ekonomistów to system edukacyjny decyduje o miejscu zapóźnionych cywilizacyjnie społeczeństw – takich jak Polska – w światowym podziale pracy. Czy jest jednak możliwe – biorąc pod uwagę ilość godzin przeznaczoną na naukę informatyki w szkole – zaznajomienie uczniów z dwoma systemami operacyjnymi , co oprócz ewidentnie korzystnej dla pedagogiki wykładu różnorodności metodologicznej, umożliwiłoby również praktyczne zrozumienie przez młodzież zasady konkurencji na której oparta jest współczesna ekonomia ? Byłby to niewątpliwie eksperyment, ale nauczanie informatyki jest ciągłym eksperymentem. Konkurencja informatyczna – gdyż używając różnych systemów uczniowie porównują je i oceniają – w szkole jest ważna także z innego powodu : gwarantowałaby niezależność programów szkolnych od strategii marketingowej przedsiębiorstw produkujących oprogramowania oparte na prawie własności. Powszechnie wiadomo, że przedsiębiorstwa te traktują systemy edukacyjne jako doskonałe narzędzia do zaznajamiania i – co gorsza – do przyzwyczajania uczniów do używania w przyszłości swoich produktów. Jeżeli uważamy, że celem nauki informatyki w szkole nie jest wychowywanie konsumentów używających automatycznie – czyli bezmyślnie – oprogramowań potężnych firm takich jak Microsoft, lecz kształcenie podstaw metodologicznych informatyki i nabywania umiejętności obsługiwania narzędzi informatycznych zbudowanych według różnorodnych zasad to wniosek wydaje się być oczywisty.

 

 

A więc czemu my dalej się uczymy tego samego ?

Dlaczego w takim razie autorzy podręcznika "Technologia Informacyjna" prezentują tylko narzędzia informatyczne firmy Microsoft ? Odpowiedź – jaką można zrekonstruować na podstawie lektury książki jest następująca : system Windows jest powszechnie używany , łatwy do nauczenia i jego znajomość jest podstawowym warunkiem znalezienia pracy. Argumentacja ta oparta jest jednak na fałszywych  przesłankach. Przeanalizujmy je po kolei.

1. Autorzy podręcznika podkreślają, że system Windows jest powszechnie używany, ponieważ według zgodnej opinii jego użytkowników jest on łatwy do nauczenia. Otóż w rozumowaniu tym przesłanka z konkluzją powinny zamienić się miejscami (jest on uważany za łatwy ponieważ jest powszechnie używany). Aby stwierdzić, że coś jest łatwiejsze czy trudniejsze musimy dysponować jakąkolwiek skalą porównawczą. W wypadku systemów operacyjnych skala taka  – z przyczyn historycznych -  nie istnieje.

2. Autorzy  są zwolennikami stanowiska, które można przedstawić w sposób następujący : co istnieje teraz, będzie także trwało w przyszłości. Otóż jest to założenie – jeżeli weźmie się pod uwagę historie rozwoju technologii informatycznych - fałszywe. W latach 70-80 supremacja IBM, była przygniatająca, jednak kierownictwo firmy zlekceważyło pojawienie się na rynku komputera domowego i przegrało konkurencje z Microsoft. Dzisiaj role się odwróciły. IBM wykorzystuje system Linux do budowania nowych narzędzi informatycznych mogących zagrozić monopolowi Microsoft..

3. Podręcznik "Technologia Informacyjna" prezentuje wyłącznie narzędzia informatyczne firmy Microsoft, ponieważ dobra – wg jego autorów - ich znajomość ułatwi absolwentom szkół znalezienie pracy. Błąd, za który zapłaci całe polskie społeczeństwo. Za kilka lat, albo pracodawca będzie zmuszony wydać pieniądze na przekwalifikowanie pracowników, albo pracobiorca będzie sam musiał nauczyć się innych wymaganych na rynku pracy narzędzi informatycznych. Jednokierunkowość w nauczaniu informatyki jest formą dodatkowego opodatkowania społeczeństwa przez państwo.

 

 

Czy najbardziej rozpowszechniony znaczy najlepszy ?

Jednak zwolennicy firmy Billa Geatsa twierdzą że firma Microsoft wywalczyła swoją pozycje w "warunkach naturalnej wolnej konkurencji". Czyli, że jej produkty są po prostu najlepsze. Otóż nie biorą oni pod uwagę faktu, że prawo konkurencji w warunkach ekonomi elektronicznej działa inaczej niż w ekonomi tradycyjnej. Przypomnijmy, że wyprodukowanie pierwszego egzemplarz produktu informacyjnego kosztuje bardzo drogo, natomiast koszt produkcji egzemplarza następnego jest praktycznie równy zeru. Innymi słowy produkcja informacji kosztuje drogo, jej reprodukcja tanio. W kategoriach ekonomi  oznacza to, że koszty stałe są wysokie natomiast koszty krańcowe, niskie. Przy czym koszty stałe są nie do odzyskania, to znaczy, że raz zainwestowane pieniądze nie mogą być odzyskane tak jak ma to miejsce np. przy zakupie budynku, który mogę – jeśli n.p zrezygnuje z realizacji projektu – odsprzedać. Do kosztów stałych trzeba jeszcze dorzucić koszty związane z promocją i reklamą produktu, które są także bardo wysokie. W społeczeństwie informacyjnym uwaga klienta jest dobrem wyjątkowo rzadkim, i aby ją  u potencjalnego konsumenta wywołać trzeba zainwestować ogromne sumy w marketing. Cechy te strukturalizują rynek dóbr informacyjnych w sposób odmienny niż to miało miejsce w ekonomi tradycyjnej. W praktyce mamy – na dłuższą metę – do czynienia z dwoma rodzajami rynku.

1. rynek kontrolowany całkowicie przez przedsiębiorstwo dominujące, którego produkt nie musi być wcale najwyższej jakości, które jednak dzięki swojej wielkości i potędze finansowej eliminuje z łatwością swoich konkurentów. Microsoft – praktyczny monopolista – na rynku systemów operacyjnych dla komputerów PC,   jest przykładem najbardziej znanym.

2. rynek "produktów zróżnicowanych"

 

Dążenie do monopolizacji na poszczególnych rynkach produktów informacyjnych jest więc prawem ekonomi elektronicznej. "Diabolizacja" Billa Geatsa oskarżanego przez jego przeciwników o stosowanie mafijnych metod w dążeniu do wyeliminowania potencjalnych konkurentów jest nieporozumieniem. O to samo oskarżano IBM, którego supremacja – w przemyśle informatycznym – w latach 70-80 XX wieku była przygniatająca i właśnie dlatego Departament Sprawiedliwości USA oskarżał amerykańskiego giganta informatycznego o naruszanie ustawy antytrustowej i  wytaczał mu  proces za procesem. Przy czym – co warto podkreślić – strategie marketingowe i handlowe zarówno Microsoft-u jak i IBM byłyby – zdaniem sędziów amerykańskich - całkowicie legalne  i usprawiedliwione jeśli odbywałyby się na rynku konkurencyjnym. Te same praktyki w warunkach monopolu stają się niebezpieczne, ponieważ redukują do minimum wybór konsumentów. Innymi słowy walka  przeciw naturalnym zakusom monopolistycznym firm informatycznych  jest obowiązkiem współczesnego państwa, które stwarza warunki dla istnienia wolnego rynku. Paradoksalnie współczesnym  „liberałem” jest państwo które gwarantuje istnienie liberalnych reguł gry.

 

Piotr Piętak