Skip to main content

W Polsce narkotyzujemy internetem przedszkolaki


images 8Nasz rząd jest tak postępowy, ze zmusza nie tylko dorosłych obywateli do ciągłego przebywania w Internecie, ale ostatnio zabrał się za przedszkolaków dla których stworzono specjalny portal necio.pl. Po co go stworzono? Od kilku lat specjaliści na całym świecie ostrzegają, że zbyt wczesne korzystanie z komputera jest szkodliwe dla zdrowia, wpływa fatalnie np. na kształtujący się u dziecka system kostny, uniemożliwia kontakt z przyroda i rzeczywistością jaką oglądamy nie w oknie komputera, ale przez okno domu lub na spacerze. W USA i we Francji wręcz powstają liczne stowarzyszenia, których celem jest chronienie dzieci przed wirtualna (a więc z definicji fałszywą) rzeczywistością. Zbyt wczesne przyzwyczajenie się do używania komputera wpływa fatalnie na naukę i inteligencję dzieci. Pisaliśmy o tym wielokrotnie np. w artykule Internauci ślepi komsomolcy.. Niewinna zabawa w poznawanie medium – w tym przypadku Internetu – mogże spowodować skrajnie niespodziewane i niepożądane doznania, podobne do dziecięcych doświadczeń z piekarnikiem, który poparzył, czy nożem, który pokaleczył. Internet kaleczy zmysły. Przyzwyczajając dzieci od 4 czy 5 roku życia do Internetu wychowujemy przyszłych graczy komputerowych, a przecież coraz częściej możemy przeczytać informacje o zmarłych z wycieńczenia internautach grających nieprzerwanie w gry komputerowe. Czy tworząc necio.pl minister edukacji wie co robi?

red. mediologia.pl

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 4052

Japonia: za pobranie pliku z YouTube - 2 lata wiezięnia

1 października tego toku w Japonii wchodzi w życie ustawa przewidująca bardzo surowe kary za pobieranie nieautoryzowanych kopii plików. Ustawa ta ma – zgodnie z planami rządu – z jednej strony zniechęcić piratów do naruszania prawa z drugiej zaś być zachętą do kupowania płyt z muzyką i filmami.

I rzeczywiście ustawa  zniechęca (to mało powiedziane):  nowe prawo wydaje się proste - jeśli pobierasz, to będziesz ukarany. W praktyce może się to okazać bardziej skomplikowane, bo prawo nie będzie dotyczyć wyłącznie technologii P2P. Każde pobieranie pliku umieszczonego w sieci bez zgody posiadaczy praw autorskich może skutkować karą.

Użytkownicy mogą nie wiedzieć, że pobierają taki plik. Nawet  obejrzenie filmu na YouTube można uznać za czyn takiego rodzaju. Tak przynajmniej uważają specjaliści z portalu  Torrent Freak zajmującej się ochroną praw autorskich  - zapytują oni jednocześnie: jak będzie przebiegało udowadnianie tego przestępstwa.

Czy jeśli ktoś pobierze plik z użyciem niezabezpieczonej sieci Wi-Fi, to odpowie za to właściciel łącza? I to jakie kary: za pobieranie plików grozi do dwóch lat więzienia i kara finansowa w wysokości 25 tysięcy dolarów!   Jest zadziwiające, że ustawa ta została przyjęta przez parlament praktycznie bez dyskusji, jakby – dyskutowany na całym świecie od lat problem był całkowicie jednoznaczny. Forma  uchwalenia ustawy dowodzi, ze parlamentem japońskim i jego posłami rządzi japoński i amerykański przemysł multimedialny, gotowy na wszystko by bronić swoich horrendalnych przywilej.

Przypomnijmy że w 1998 roku w USA uchwalono ustawę Sony Bono Copyright Term Extension Act, która w, której wydłużyła okres obowiązywania praw do utworów o 20 lat (z 50 do70!) po śmierci autora. Do uchwalenia tej ustawy przyczyniła się głównie firma Disney, której najwcześniejsze produkcje – filmy z Myszką Miki – w roku 1998 przechodziły do domeny publicznej czyli n.p mogłyby być wykorzystywane przez reżyserów i internautów.

Dzięki tej ustawie Disney uzyskał kolejne 20 lat monopolu na dystrybucje tych produktów a ochroną prawną objęto wszystkie treści związane z Miki Mouse uniemożliwiając twórcom inspirowanie się tym symbolem. Przypomnijmy że w  2013 roku wygasają prawa do nagrań pierwszych albumów takich artystów jak The Beatles Presley czy Clif Richard. Od tego czasu – jeśli ACTA lub neo-ACTA  nie zostaną uchwalone – każdy będzie mógł nagrać na nowo ich piosenki bez konieczności pytania ich o zgodę. (czytaj :  Myszka Miki i The Beatles wprowadzili ACTA)

Dla przemysłu muzycznego oznaczałoby to olbrzymie straty. Dlatego jego przedstawiciele doprowadzili ostatnio do uchwalenia w USA tzw. prawa sześciu ostrzeżeń, które polega na tym aby najwięksi operatorzy dobrowolnie wprowadzili system "antypirackich alertów". Użytkownik zidentyfikowany jako pirat otrzyma najpierw e-mail, potem będzie przekierowywany na inne strony w ramach antypirackiej "edukacji". Ostatecznie operator może nawet ograniczyć prędkość jego łącza. Użytkownik, który poczuje się bezzasadnie uznany za pirata, będzie mógł zażądać wyjaśnień, wpłacając jednak wcześniej 35 dolarów na koszty przeglądu.

Piotr Piętak   (źródło   -  Le Monde Informatique, Liberation)

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 4097

HADOPI - piraci mogą spać spokojnie

Słowo HADOPI jest skrótem od Haute autorité pour la diffusion des œuvres et la protection des droits sur Internet ("Wysoki urząd ds. rozpowszechniania utworów i ochrony praw w Internecie"), instytucja ta ściga tych, którzy łamią prawa autorskie w Internecie.

Po otrzymaniu dwóch ostrzeżeń, przy trzecim wykryciu łamania praw autorskich, odcięty zostaje dostęp do Internetu lub zostaję nałożona kara finansowa. (Pisaliśmy o tym tutaj.) HADOPI została przegłosowana przez francuskie Zgromadzenie Narodowe 13 maja 2009 roku.

cybercrimesJednak jej funkcjonowanie przestanie być groźne dla tzw. „piratów”, ponieważ jak donosi dziennik francuski „Liberation” w wyniku cięć budżetowych związanych z kryzysem premier rządu zapowiedział  radykalne oszczędności „wszędzie tam gdzie to jest możliwe”. Budżet HADOPI zostanie zmniejszony prawie o połowę (oficjalne źródła podają cyfry od 30 do 50%) co uniemożliwi francuskiej instytucji ściganie ludzi za ściągnięcie np. jednej piosenki Rihany.

Dodatkowi Minister Kultury Aurélie Filippetti, której HDOPI podlega jest radykalnym przeciwnikiem jej funkcjonowania. Pani minister uważa, że zachodzi ogromna dysproporcja miedzy środkami budżetowymi przeznaczonymi na funkcjonowanie tej instytucji a  wymiernymi efektami jej działania, które są żadne. To wszystko wywołało wybuch radości wśród internautów francuskich.

red. mediologia.pl   (źródło  - Liberation,  Le Point)

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 3827

Po marszu - prawicowi Internauci oszaleli

262416c43b4b1d48f3855f5bd0e33c45Po marszu w obronie TV Trwam na portalach prawicowych zaroiło się od myślenia życzeniowego wyrażanego przede wszystkim w tytułach niezliczonych komentarzy (ten artykuł jest tylko komentarzem do komentarzy), zacytuje kilka bo są przezabawne i  dowodzą, że ich autorzy żyją na księżycu: „Na drodze do narodowo-katolickiej rewolucji”. Boże miej nas w swojej opiece – to mój komentarz.

Dalej – „Oto jest dzień!” po tym wykrzykniku konkluzja: „Polska już czeka na nowego premiera”. Czy rzeczywiście prawicowi wyborcy i zwolennicy prezesa PiS stracili wszelkie poczucie rzeczywistości? Czy są aż tak pozbawieni zdrowego rozsądku? Podam przykład z zagranicy – w 1982 roku prawica francuska zorganizowała manifestacje przeciwko planom rządu socjalistów, który chciał zlikwidować katolickie szkoły.

Na ulicach Paryża manifestowało prawie milion ludzi. Socjaliści zrezygnowali z swoich planów, co było ogromnym sukcesem prawicy. Nikt nie wspominał podczas manifestacji o dymisji rządu itp. koszałkach opałkach. Jeden postulat. Milion ludzi i zwycięstwo. W przypadku Polski – pytanie jest jedno: czy rząd przyzna TV Trwam miejsce na multipleksie. Jeżeli przyzna to będzie zwycięstwo, a prezes Kaczyński nigdy już premierem nie będzie.

Za trzy lata są wybory, do tego czasu w imię dobra Polski,  zrezygnuje z kandydowania i wtedy rzeczywiście PO przerżnie z PiS –em. Prawica zwycięży tylko i wyłącznie wtedy gdy jej wódz przejdzie na zasłużona emeryturę. Wracam do tytułów komentarzy (komentarzy nie czytałem, bo tytuły wyrażały wszystko co autor miał do  powiedzenia). „Tak trzymać panie Kaczyński”. „Zwyciężymy – to pewne”. Czy ci ludzie rzeczywiście żyją pod ziemią czyli w politycznym podziemiu?

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 3956

Handel kobietami rozwija sie głównie dzięki Internetowi

83c8a614ac881880a3e33bd449227c50Specjaliści są zgodni: rozwój Internetu przyczynił się do eksplozji handlem kobietami i dziećmi i upodobnił nasz wiek do makabrycznego okresu „handlu żywym towarem” w XVIII i XIX wieku, którego likwidacja była naczelnym hasłem rodzących się ustrojów demokratycznych. Dzisiaj zasady demokracji rządzą światem, w jej imię USA wywołuje kolejne wojny, a jej zasady są właśnie gwałcone głownie w krajach demokratycznych w których handel kobietami i dziecmi kwitnie. (Jak internet pomaga rozwojowi prostytucji - czytaj tutaj)

Przy czym kobiety traktowane są identycznie jak murzyni przewożeni w XIX wieku z Afryki na plantacje w południowych stanach USA. Swego czasu głośno było o grupie 60 Rosjanek, zwabionych przez fałszywą agencję pracy ; na kobiety, zamiast obiecanego zatrudnienia, czekało porwanie, a następnie wywiezienie do Turcji.

Spośród pięciu tuzinów dziewczyn zapakowanych do przemysłowego kontenera, podróż przeżyła jedynie połowa. Te które ostały się przy życiu, w ciągu następnych kilku dni, były brutalnie bite i gwałcone, natomiast ostatecznie załadowane do niewielkich łódek, którymi miały zostać przewiezione do greckich domów publicznych. Nieszczęśliwie dla nich, przemytnicy zostali zauważeni przez grecką straż przybrzeżną, w wyniku czego, przestępcy postanowili pozbyć się "zbędnego ładunku", wyrzucając go za burtę. Jeden z organizatorów handlu kobietami w taki sposób scharakteryzował, przed sadem swoja pracę.

"Dlaczego handlowałem ludźmi? Bo ludzie to towary z którymi nie trzeba się specjalnie cackać. Ich przewóz jest prostszy, niż np. przewóz narkotyków - kopniesz takiego w tyłek i zrobi, cokolwiek mu powiesz. A do tego, jeśli cię złapią, to kary są mniejsze, niż za prochy...".

prostytucja- praca polskich studentekPowyższy cytat to zeznanie gangstera, prawomocnie skazanego przez sąd za handel ludźmi. Słowa te padły na sali rozpraw, zaś oskarżony - wypowiadając je - czuł się niezwykle pewny siebie, ponieważ wiedział, że jego wypowiedź choć jest na wskroś cyniczna i brutalna, zawiera w sobie samą prawdę.

To właśnie dlatego ONZ szacuje, iż w "światowym obrocie" znajduje się obecnie od dziesięciu do trzydziestu milionów żywych towarów, z czego przeznaczeniem ok. 80% z nich jest świadczenie usług seksualnych. Wiadomo jednak, że statystyki zaniżają co najmniej trzykrotnie zjawisko „handlu żywym towarem”. Jest on nie do ogarniecia m.in. dlatego, ze często do tego typu transakcji uzywa się legalnych metod przede wszystkim ogłoszeń w Internecie.

Wiadomo, ze potencjalnymi ofiarami są kobiety w wieku od 20 do 24 lat, wystarczająco młode do pracy w seks-biznesie, zarazem na tyle dorosłe, by nie budziły zbytniego zainteresowania pograniczników. Wrogiem kobiet okazują się nie tylko przestępcy, ale ich własna ignorancja. – Dramat polega na tym, że przekraczają one granice dobrowolnie.

Dziewczyny pochodzą najczęściej z małych miasteczek i wiosek. Bardzo pragną zarobić, nie znają świata, najczęściej ledwo skończyły zawodówkę, stąd ogłoszenie w prasie: „Kelnerki bez znajomości języka do Belgii” traktują jak objawienie.. Nigdy nie wiadomo, czy ogłoszenie zachęcające do zbierania sałaty we Włoszech to pułapka, czy faktycznie korzystna propozycja. Policja zwykle odpowie, że „nie stwierdzono przestępstwa”, prasa za treść ogłoszeń nie odpowiada, a kobieta pozna prawdę dopiero na miejscu. Coraz częstsze są przypadki, że dziewczyna znajduje „przyjaciela” właśnie w internetowym czacie.

ef686bc6000bf59549c79b2bWedług raportu Carringtona i Hearna, przygotowanego w 2003 r. na zlecenie ONZ, liczba ofiar handlu ludźmi na całym świecie wynosi rocznie od 700 tysięcy do 4 milionów osób. W samej Europie liczba ta wynosi od 200 tysięcy do 500 tysięcy osób, głównie chodzi o kobiety i dzieci. Dzisiaj te liczby można śmiało pomnożyć przez trzy.

Ostatnio sprawą postanowił zająć się "CNN" nagłaśniając inicjatywę Australijki Christine Caine, która od 4 lat gorąco nawołuje do pomocy kobietom porwanym przez współczesnych handlarzy niewolnikami. Jej plan jest prosty: pomagać po kolei każdej dziewczynie z osobna. Zapoczątkowana przez Caine kampania: "The A21 Campaign", ruszyła w 2008 roku (nazwa to skrót od "abolishing injustice" in the 21st century, czyli znoszenie niesprawiedliwości w XXI wieku), natomiast jej celem jest walka z handlem ludźmi w południowej Europie.

Christine Caine pierwszy raz zetknęła się z tym zjawiskiem w 2007 roku, kiedy to na greckim lotnisku w Salonikach dostrzegła dziesiątki osób z tablicami przedstawiającymi fotografie zaginionych dziewczyn. Jednak szybko okazało się, że kobiety z bannerów wcale nie zaginęły, a zostały porwane i wywiezione do różnych europejskich domów publicznych. Wstrząśnięta tym procederem Caine, mówi: "Żaden człowiek nie ma prawa sprzedawać lub kupować drugiego człowieka. Bo ludzie to nie towary." A jednak, okazuje się, że w rzeczywistości jest wręcz przeciwnie.

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 7884