Skip to main content

Politycy UE - ratujmy gazety opodatkowując Internet

634255048082794211Od pewnego czasu obserwujemy spadek czytelnictwa gazet zarówno dzienników jak i tygodników, co powoduje głęboka frustrację etatowych dziennikarzy. Rozwój Internetu zagraża ich wysoki zarobkom, stąd pomysły opodatkowania, tych, którzy publikują w sieci artykuły przedtem drukowane w gazetach.

Podatek-Google

 

Rozwój tak zwanego „dziennikarstwa społecznego” zagraża także prasie drukowanej i samemu istnieniu dziennikarstwa zawodowego czyli z definicji – tak np. sądzi doświadczony dziennikarz D.Leigh na łamach The Guardian- jakościowo lepszego. Angielski dziennikarz zauważył, że nie każdy chce płacić za gazety, ale niemal każdy płaci za internet, zatem należałoby doliczyć do kosztów internetu specjalną opłatę (nie więcej niż 2 funty), która będzie odprowadzana na rzecz wydawców gazet papierowych.

Ten pomysł nie wziął się z nieba – od kilku tygodni w prasie francuskiej trwa na ten temat dyskusja w Le Monde i Le Figaro. Do opodatkowania Internetu przychyla się nowy socjalistyczny rząd we Francji. Chce on wprowadzenia tzw. Google-podatek.
W Niemczech podobnie: toczy się obecnie dyskusja na temat reformy prawa autorskiego, która będzie wymagać od wyszukiwarek odprowadzania opłat za wykorzystanie fragmentów tekstów prasowych.

To samo w sobie jest kontrowersyjne, ale niemieccy wydawcy chcieli znacznie więcej - opłat za każde komercyjne wykorzystanie tekstów. Zdaniem niemieckich wydawców, jeśli np. doradca finansowy jest w stanie udzielać porad dzięki artykułom z prasy, powinien dzielić się przychodami z prasą.


A w Polsce? . Nas dzielni urzędnicy chcieli wprowadzić abonament RTV dla posiadaczy komputerów. To rodzaj podatku od nowej technologii na rzecz ratowania drukowanych gazet. Kiedy KRRiT lub TVP wpadnie na pomysł doliczania abonamentu do opłat za internet lub telewizję cyfrową? Obawiam się, że już niedługo.

ACTA - wprowadzone tylnymi drzwiami


Jak widzimy politycy zamierzają do upadłego walczyć o utrzymanie prawa autorskiego (tzw. copyright), które bynajmniej nie broni interesów twórców lecz przede wszystkim korporacji wydających ich utwory. W 1998 roku w USA uchwalono ustawę Sony Bono Copyright Term Extension Act, która w, której wydłużyła okres obowiązywania praw do utworów o 20 lat (z 50 do70!) po śmierci autora.

Do uchwalenia tej ustawy przyczyniła się głównie firma Disney, której najwcześniejsze produkcje – filmy z Myszką Miki – w roku 1998 przechodziły do domeny publicznej czyli n.p mogłyby być wykorzystywane przez reżyserów i internautów. Dzięki tej ustawie Disney uzyskał kolejne 20 lat monopolu na dystrybucje tych produktów a ochroną prawną objęto wszystkie treści związane z Miki Mouse uniemożliwiając twórcom inspirowanie się tym symbolem.

W 2013 roku wygasają prawa do nagrań pierwszych albumów takich artystów jak The Beatles Presley czy Clif Richard. Od tego czasu – jeśli ACTA lub neo-ACTA nie zostaną uchwalone – każdy będzie mógł nagrać na nowo ich piosenki bez konieczności pytania ich o zgodę. (Czytaj  - ACTA...) Dla przemysłu muzycznego oznacza to olbrzymie straty. Dlatego jego przedstawiciele lobbowali intensywnie w sprawie przedłużenia okresu obowiązywania praw autorskich do nagrań muzycznych z obecnych 50 lat do 95 lat.


Teraz politycy zamierzają karać za naruszanie tego prawa. Ostatnio ukarano internautę za skopiowanie części piosenki Rihany. (czytaj – HADIOPI – jest pierwszy ukarany „pirat”), jeżeli tak dalej pójdzie to tylnymi drzwiami rządy na całym świecie wprowadzą nie ACTA, ale Super- ACTA, prawo, które uśmierci internet.

 

Piotr Piętak   (źródła - Le Figaro, portal www.di.pl)

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 4063