Skip to main content

Prawie 1000 zarzutów za sprzedaż nielegalnego oprogramowania

55728W Polsce zaczyna się na serio walka z przestępczością internetową, jak poinformowała Policja na swoich stronach internetowych, funkcjonariusze z Torunia, skierowali do prokuratora prawie 100-tomową sprawę z wnioskiem o sporządzenie aktu oskarżenia. Dwóch podejrzanych usłyszało ponad 950 zarzutów sprzedaży płyt z nielegalnym oprogramowaniem. Policjanci szacują, że oskarżeni mogli wyłudzić od naiwnych internautów ponad milion złotych.

W tym tygodniu funkcjonariusze policji toruńskiej przesłali do prokuratury materiały dotyczące oszustwa. Funkcjonariusze wnioskowali o sporządzenie aktu oskarżenia wobec 57- i 44-letniego mieszkańca Torunia oraz 28-letniego mieszkańca powiatu. W trakcie trwania postępowania zabezpieczyli ponad 1000 płyt z oprogramowaniem komputerowym. Biegły sądowy stwierdził jednoznacznie, że ponad 950 badanych przez niego płyty jest nieautentycznych.

czytaj także: Cyberprzestępcy.coraz grożniejsi

Śledczy złożyli niezbędna dowody, że dwaj z podejrzanych od września 2008 roku do października 2010 roku, działając w porozumieniu, na różnych portalach internetowych oferowali do sprzedaży, jako oryginalne oprogramowania do komputerów. Zachętą dla kupujących była cena, o jedną trzecią niższa niż za oryginalny program. Działając w ten sposób sprzedali prawie tysiąc programów. Policjanci przedstawili zarzuty sprzedaży 953 pirackich oprogramowań do komputerów. 44-latek również usłyszał kilkanaście zarzutów w tej samej sprawie. Mężczyźni w ten sposób wyłudzili od pokrzywdzonych ponad milion złotych. Teraz może im grozić kara do 8 lat więzienia.

red. mediologia.pl  (źródło - ComputerWorld)

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 6413

Tajemnica III Rzeczpospolitej odnaleziona

tajemnice iii rpNie wszyscy w naszym kraju zdają sobie sprawę, że III Rzeczpospolita jest państwem w którym premier nie jest premierem a minister ministrem. Polska jest w rzeczywistości własnością firm prywatnych, które faktycznie nią narządzą. Portal dziennik internautów podaje informacje, które potwierdzają tą prostą, ale nadal szokującą prawdę.

Wzory znaków drogowych zostały opracowane za nasze pieniądze, ale nie możemy ich tak po prostu dostać. Możemy je kupić za 180 zł od firmy Explotrans SA, która w przeszłości świadczyła usługi dla ministerstwa transportu w kontrowersyjnych okolicznościach. Najgorsze jest jednak to, że firma ta ma umowy z ministerstwem, które... ministerstwo gdzieś zgubiło.

czytaj także: Informatyczny komunizm

Przypuśćmy, że chce stworzyć portal internetowy do którego potrzebne są mi znaki drogowe (portal jest witryną szkoleniową dla kierowców). Innymi słowy mógłbym wykorzystać te dane z sektora publicznego, aby dostarczyć jakąś usługę. Działanie takie określamy słowem re-use. To jest bardzo popularny na świecie popierany przez UE. Niestety Polska to kraj bardzo nieprzyjazny re-use.
Wzory znaków drogowych znajdują się w załączniku do rozporządzenia Ministra Infrastruktury z roku 2003. Niestety dotarcie do tego załącznika nie jest łatwe.


• Okazało się, że poszukiwane dane, tj. wersję elektroniczną załączników do rozporządzenia Ministra Infrastruktury, da się kupić za 180 zł od firmy Centrum Rozwoju Explotrans SA.
• Z informacji na stronie Explotrans SA wynika, że sprzedaż załączników do rozporządzenia prowadzona jest na podstawie umowy z Ministerstwem Infrastruktury.


To samo w sobie jest niepokojące, ale dorzucimy do tego dwa bardziej pikantne fakty. Ludzie poszukujący wzorów znaków drogowych zwrócili się do Ministerstwa Transportu, Budownictwa i Gospodarki Wodnej z prośbą o udostępnienie umowy z firmą Explotrans oraz treści załączników. Okazało się, że:


• Ministerstwo nie posiada wspomnianej umowy z Explotrans SA,
• Ministerstwo nie posiada elektronicznej wersji wspomnianych załączników.

Gwoli wyjaśnienia - Ministerstwo Infrastruktury zostało zastąpione przez Ministerstwo Transportu, Budownictwa i Gospodarki Wodnej, dlatego pytania kierowano do niego.
Sytuacja jest zabawna i tragiczna zarazem. Ministerstwo nie posiada elektronicznych wersji wytworzonych przez siebie dokumentów i nie wie dokładnie, jak dogadało się z podmiotem, który te treści sprzedaje. Czysty horror, bo oznacza to, ze nie żyjemy w państwie tylko na prywatnym folwarku.

red. mediologia.pl  (źródło -  www.di.com.pl)

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 6260

Dlaczego minister Boni zmusza nas do uzywania e-pułapu

pas forKuriosalne oświadczenie ministra Boniego odpowiedzialnego za administracje i cyfryzacje naszego kraju; stwierdził on, cytuję :

"Chcę, by Polska aspirowała swoimi pomysłami do krajów tak rozwiniętych cyfrowo jak Estonia, Finlandia, Szwecja i Wielka Brytania".

Z tego zdania – nie oskarżam bynajmniej ministra tylko jego ekspertów – bije całkowita nieznajomość przyczyn sukcesów w/w krajów w dziedzinie informatyzacji zwanej u nas „cyfryzacją” (ładniej brzmi). Pytanie dlaczego np. Finlandia odniosła sukces w informatyzowaniu kraju powinni zadać sobie właśnie ludzie z otoczenia ministra, gdyby je zadali to by wiedzieli, że sukces Finlandia zawdzięcza reformie edukacyjnej przeprowadzonej w latach 90 –tych, która polegała na szerokim wprowadzeniu informatyki do szkół.

Jednak co ważniejsze reforma ta była uzgodniona przez wszystkie partie, które zgodziły się, ze przez trzy kadencje nie będzie zmiany na stanowisku ministra edukacji. A teraz panie ministrze – ile to razy od 7 lat zmienił się u nas minister edukacji, który za każdym razem bez żadnego przygotowania wprowadzał coraz bardziej absurdalne reformy kontestowane albo przez nauczycieli albo przez uczniów albo przez rodziców.

Zaznaczam, że autorzy reformy w Finlandii (także Szwecji)wychodzili z jednego założenia, że doskonała znajomość i ciągłe używanie tylko jednego systemu operacyjnego – np. Windowsa - utrudnia – a czasami wręcz uniemożliwia – naukę innych opartych na odmiennych zasadach oprogramowań.

Ekonomiści nazywają to zjawisko blokadą innowacyjną. .Dlatego pluralizm metodologiczny w nauczaniu informatyki jest konieczny właśnie z punktu widzenia praw rządzących ekonomią elektroniczną ,Szkoła powinna uczyć uczenia się. Ciągla nauka – to jest aksjomat XXI wieku - stała się częścią naszego życia zawodowego i codziennego.

Dlatego w Finlandii nauczano jednocześnie Windowsa i Linuksa. W opinii ekonomistów to system edukacyjny decyduje o miejscu zapóźnionych cywilizacyjnie społeczeństw – takich jak Polska – w światowym podziale pracy. Czy jest jednak możliwe – biorąc pod uwagę ilość godzin przeznaczoną na naukę informatyki w szkole – zaznajomienie uczniów z dwoma systemami operacyjnymi , co oprócz ewidentnie korzystnej dla pedagogiki wykładu różnorodności metodologicznej czyli pluralizmu, umożliwiłoby również praktyczne zrozumienie przez młodzież zasady konkurencji na której oparta jest współczesna ekonomia ?

Byłby to niewątpliwie eksperyment, ale nauczanie informatyki jest ciągłym eksperymentem, o czym wiedzieli i wiedza nadal reformatorzy w Finlandii. Konkurencja informatyczna – gdyż używając różnych systemów uczniowie porównują je i oceniają – w szkole jest ważna także z innego powodu : gwarantowałaby niezależność programów szkolnych od strategii marketingowej przedsiębiorstw produkujących oprogramowania oparte na prawie własności.

Powszechnie wiadomo, że przedsiębiorstwa te traktują systemy edukacyjne jako doskonałe narzędzia do zaznajamiania i – co gorsza – do przyzwyczajania uczniów do używania w przyszłości swoich produktów. Jeżeli uważamy, że celem nauki informatyki w szkole nie jest wychowywanie konsumentów używających automatycznie – czyli bezmyślnie – oprogramowań potężnych firm takich jak Microsoft, lecz kształcenie podstaw metodologicznych informatyki i nabywania umiejętności obsługiwania narzędzi informatycznych zbudowanych według różnorodnych zasad to wniosek wydaje się być oczywisty.

Właśnie takie były zaoczenia reformy edukacyjnej w Finlandii, u nas natomiast dzieci zmusza się do perfekcyjnego opanowania narzędzi Microsofta co je po prostu ogłupia. Czy o tym eksperci ministra Boniego nie wiedzą – jeżeli nie to powinni natychmiast straćic pracę.

Jednak na swojej konferencji minister zapowiedział coś co może być niezgodne z Konstytucją, stwierdził mianowicie, że :

„potrzebujemy podpisu kwalifikowanego, czyli zaufanego profilu ePUAP. Na wiosnę zapowiedział akcję promowania go. By maturzyści opuszczający szkołę zakładali nie tylko konta w banku ale i profil i składali "papiery" na uczelnie za pośrednictwem ePUAPu, elektronicznie. "To niby małe kroki, ale w ten sposób, przekonując obywateli, zrobimy "wielki skok".”

Czyli minister zapowiedział, że będzie zmuszał maturzystów do korzystania z e-pułapu systemu całkowicie kompromitującego. Przypomnijmy, że – wg. wielu ekspertów - E-pułap przeszkadza nam w dostępie do administracji. Ostatnio Polskie Towarzystwo Informatyczne przekazało do Ministerstwa Administracji i Cyfryzacji opinię na temat opracowanego przez MAC projektu założeń projekt nowelizacji ustawy o informatyzacji działalności podmiotów realizujących zadania publiczne. Eksperci PTI ustosunkowali się także do funkcjonalności systemu e-pułap, cytuje :

"Autorzy projektu nie zauważają, że szereg problemów, które ustawa ma rozwiązać, wynika ze złego prawa, braku lub niekompletności uregulowań, nadmiernych czy sprzecznych regulacji. Projekt lansuje rozwiązanie silnie scentralizowane, oparte na mnożeniu szczegółowych zapisów dotyczących platformy e-PUAP, gdy dotychczasowe doświadczenie, nie tylko polskie, świadczy, że taka centralizacja zwykle kończy się wdrożeniową klęską" - pisze PTI.

więcej o e-pułapie 

Kilka miesięcy temu w tygodnika „ComputerWorld” ukazał się artykuł Michała Tabora, autora rozwiązania profilu zaufania, który miał gwarantować bezpieczny i szybki dostęp do Elektronicznej Platformy Usług Administracji Państwowej (ePUAP). Artykuł powinien wstrząsnąć urzędnikami Ministerstwa Cyfryzacji i Administracji a przede wszystkim ministrem Bonim, ponieważ autor stwierdza – bez ogródek - , cytuję :

„Jestem autorem rozwiązania profilu zaufanego, ale, niestety, nie miałem możliwości nadzorować jego wdrożenia w systemie Elektronicznej Platformy Usług Administracji Państwowej (ePUAP), a z pierwotnej koncepcji zrealizowano tylko część. Przede wszystkim nie wdrożono mechanizmów bezpieczeństwa. Rozwiązanie nie ma również właściciela biznesowego, co powoduje, że nikt kwestii bezpieczeństwa nie kontroluje. Wobec tego muszę z przykrością stwierdzić, że nie używam profilu zaufanego ePUAP, nigdy go nie założyłem i odradzam jego stosowanie.”.

M. Tabor wyjaśnia dlaczego jego zdaniem nie można dzisiaj używać e-pułapu :

„Profil zaufany ePUAP jest dzisiaj jedynym ogólnopolskim i darmowym mechanizmem uwierzytelniania w procesach dokumentowych. Warto więc wskazać główne mankamenty tego rozwiązania. Całość profilu zaufanego jest zaszyta w systemie w całości kontrolowanym i utrzymywanym przez zewnętrzną firmę - pozostającą w zakresie bezpieczeństwa poza kontrolą administracji publicznej. O ile mi wiadomo, nigdy nie przeprowadzono kompletnego audytu rozwiązania, a Centrum Projektów Informatycznych nie ma realnej kontroli nad działaniem systemu. Brak mechanizmów bezpieczeństwa w sferze organizacyjnej skutkuje brakiem zobowiązań firmy utrzymującej profil zaufany.”

Tyle wyjaśnienia M. Tabora – w normalnym państwie po takim artykule nastąpiłaby natychmiastowa reakcja ministra odpowiedzialnego za realizację projektu e-pułap czyli – w tym wypadku – ministra Boniego. Niestety reakcji nie było. Dlaczego minister Boni chce nas zmuszać do używania systemu, który po prostu nie działa?

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 5508

3697 dziewcząt zagineło w Polsce w 2011 - gdzie są?

13039828035794-w750Z komunikatu ogłoszonego na portalu Ministerstwa Spraw Wewnętrznych wynika, ze handel dziewczętami w Polsce rozwija się dynamicznie. Jednym ze wskaźników, który potwierdza tą tezę jest stały wzrost liczny zaginionych dzieci.

Według danych Policji w 2011 roku zgłoszono 15 616 zaginięć, w tym 151 zaginięć dzieci do lat 7; 482 zaginięć dzieci w wieku od 7 do 13 lat oraz 3 697 zaginięć dzieci w wieku od 14 do 17 lat. To właśnie ta ostatnia informacja dowodzi, ze chodzi o zaginięcie dziewcząt, które z dzieci zmieniają się w kobiety.

W roku 2010 zaginęło w tym przedziale wiekowym 2915 w 2011 3697 o osiemset dziewcząt więcej. Czyli wzrost o 30%. To są liczby przerażające, ponieważ większość tych dziewcząt trafia do burdeli w Paryżu, gdzie lądują po krótkim przeszkoleniu na ulicy czyli na tzw. okrąglaku gdzie codziennie policja znajduje kilka martwych Polek , Bułgarek czy Białorusinek.

czytaj także : Prostytutki finansuja terroryzm

Być może jednak porwane z Polski dziewczęta trawią do Niemiec, gdzie prostytucja jest zalegalizowana. W Niemczech pracuje około 400 000 tysięcy kobiet. W Berlinie jest około 500 burdeli w tym sławny Artemis, „największy burdel na zachód od Odry ”.Jest rzeczą wartą zastanowienia, że Niemcy w przeciwieństwie do Francji (gdzie handlem prostytutkami rządzi mafia albańska) o prostytucji w ich kraju mówią i pisza bez osłonek i bez hipokryzji.

Historia Europy końca XIX wieku i wieków następnych to historia prostytutek i handlu „żywym towarem”, taki wniosek może wyciągnąć każdy kto odwiedzi ekspozycje otwarta ostatnio w Berlinie pod tytułem : „żółty bilet”. Prezentuje ona ukrytą i wstydliwą historię handlem dziewczętami pochodzącymi z Polski, Rosji czy Prus, którym proponuje sie zatrudnienie jako pomoc domowa lub sprzedawczyni, a nastepnie są uwięzione przez mafie handlujące „żywym towarem” w środku cywilizowanej Europy.

Punktami przerzutu były przede wszystkim porty, jak Odessa, Hamburg, Konstantynopol, Triest itd. Wśród sprzedawanych do burdeli całego świata dziewcząt było dużo Żydówek, ponieważ w Rosji prostytutki otrzymywały tze. „żółty bilet”, który umożliwiał im opuszczenie miejsce zamieszkania. Żydzi w Rosji byli przypisani do miejsca gdzie mieszkali i nie mogli swobodnie podróżować.

Ekspozycja przedstawia 15 życiorysów młodych dziewcząt, sprzedanych do burdeli i pędzących życie niewolnic, bitych i poniżanych przez alfonsów. Czy młode Polski porywane dzisiaj z naszego kraju także doczekają się swojej ekspozycji? Czy ich gehenna zostanie kiedykolwiek odkryta i poznana? Co musimy zrobić by zastopować handel kobietami?

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 5796

Kiedy nastąpi katastrofa informatyczna w Polsce?

000000028766Zanim odpowiem na to pytanie, postaram się – na konkretnym przykładzie – wytłumaczyć co rozumiem pod pojęciem katastrofy informatycznej państwa. W 1991 roku mieszkałem we Francji gdzie pracowałem jako informatyk – co niedziela, jak wielu francuzów – wyjeżdżałem na weekend albo do Normandii albo w Alpy. Weekendy to był interes dla hoteli sklepów, restauracji, w całej Francji, dzięki nim wiele prowincjonalnych miasteczek wogle egzystowało.

Pewnej soboty wysiadły czyli przestały działać bankomaty na terenie całego kraju. Nastąpiła prawdziwa katastrofa informatyczna i ekonomiczna. Ile towarów kupiono mniej w cukierniach czy na targach, ile restauracji świeciło pustkami itd. itd. Dlaczego bankomaty wysiadły? Otóż miesiąc przed tym weekendem wprowadzono w Francji System Wymiany Międzybankowej (w skrócie SiT), który zawalił się z powodu programu źle przetestowanego.

Program ten zamiast wysyłać ciąg 000 wysłał w pewnym momencie ciąg 111 co doprowadziło do zablokowania bankomatów. Katastrofa informatyczna jest katastrofa ekonomiczną i cywilizacyjną. W Polsce może ona nastąpić w każdej chwili, ponieważ firmy, które pracują dla administracji publicznej bardzo źle testują programy, o czym przerażona opinia publiczna dowiaduje się od czasu do czasu. Dlaczego programy źle się testuje?

o informatyzacji admnistraci w Polsce - czytaj tutaj

Dlatego, że testy są drogie –więc przedsiębiorstwa „tną koszty” i oddaja je do produkcji źle przetestowane. Ostatnio dowiedzieliśmy się, że e-sąd w Lublinie, który prowadził i prowadzi nadal proste sprawy przez Internet, zachowuje się dość dziwne jak na wymiar sprawiedliwości. Elektroniczne postępowanie upominawcze daje możliwość popełniania przestępstw: wyłudzeń i oszustw.

Dzieje się to w ramach elektronicznego postępowania upominawczego (EPU) stworzonego z myślą o dostawcach np. usług telekomunikacyjnych czy telewizji kablowej, którzy domagają się zapłaty zaległych rachunków. W ciągu ponad dwóch lat (od stycznia 2010 r.) do lubelskiego e-sądu wpłynęło prawie 3 mln spraw.

Chodzi o dochodzenie roszczeń nieistniejących; wielokrotnie tych samych i przedawnionych (nawet sprzed 11 lat). Głos w tej sprawie zabierali już adwokaci. Innymi słowy system informatyczny pomaga oszustom w oszukiwaniu swoich klientów! Co na to Ministerstwo Sprawiedliwości?

Ministerstwo Sprawiedliwości zna problem z e-sądem. Jacek Gołaczyński, wiceminister odpowiedzialny za informatyzację w MS, stwierdził, że trwa dyskusja nad wprowadzeniem nowego systemu informatycznego. Miałby uwzględniać dzisiejsze nadużycia i np. po zgłoszeniu roszczenia sprawdziłby stan faktyczny i odrzucił pozew, gdyby okazało się nieistniejące.

Konsekwencją byłoby też złożenie zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa. Wypowiedź kuriozalna: wprowadza się system, który oszukuje klientów, a więc system, który nie został przetestowany i zamiast ukarać firmę za tego typu fuszerkę, zamawia się dodatkowy system – bogate państwo prawie najbogatsze na świcie.

Czy to jest katastrofa informatyczna? Nie – ale jeżeli takich cacuszek jest więcej to niedługo będziemy ja mieli dokładnie w taki sam sposób jak katastrofa w centrum Warszawy. Nagle i niespodziewanie.

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 5313