Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Informatyzacja Państwa.

Korupcja - diagnoza zjawiska

Dlaczego korupcja króluje w procesie informatyzacji administracji publicznej? Dlaczego afery związane z przetargami na systemy informatyczne powtarzają się z przedziwną regularnością, jakby nikt niczego się nie bał, jakby CBA nie istniało? Gdzie leżą przyczyny tego stanu rzeczy? Nasz portal rozpoczyna dyskusję na ten temat. Poniżej  publikujemy pierwszy tekst.

 

W ciągu pół wieku panowania w Polsce socjalizmu wykształcił się w naszym kraju azjatycki model relacji pomiędzy władza a obywatelem Model ten – w sferze informacyjnej - polega przede wszystkim na tym, że państwo rezerwuje sobie wyłączne prawo do decyzji o gromadzeniu, przechowywaniu i udostępnianiu informacji, natomiast obywatele i niepaństwowe podmioty gospodarcze mają obowiązek dostarczania informacji organom państwa i co więcej obowiązek odbierania informacji emitowanych przez te organy. W modelu azjatyckim to państwo ma wyłączne prawo do informacji, a obywatel czy prywatny przedsiębiorca mają obowiązki informacyjne wobec państwa. Jeżeli z tych obowiązków obywatel się nie wywiązuje to państwo go karze. Przykładem typowym jest nadal obowiązująca w polskim prawie zasada, że za błędy organów skarbowych odpowiada podatnik, a za ubezpieczenie społeczne do ZUS odpowiada nie ZUS, ale ubezpieczony. Ten stan prawny można śmiało nazwać niewolą informacyjną. W modelu azjatyckim na obywatelach ciąży obowiązek przekazywania i udostępniania informacji organom państwa. Co więcej koszty realizacji tego obowiązku obciążają obywateli, to na nich spoczywa obowiązek gromadzenia i przechowywania danych i to oni ponoszą odpowiedzialność za nienależyte wywiązywanie się z tych obowiązków. Może to być odpowiedzialność finansowa a nawet karna. Informatyzacja umożliwiła tworzenie ogromnych baz danych gromadzących wszelakie fakty o obywatelach , ich majątkach, o przedsiębiorstwach ich transakcjach. W warunkach społeczeństwa informacyjnego łatwo uzasadnić cenzurę i blokować udostępnienie informacji społeczeństwu pod pretekstem ochrony danych osobowych. Można także nakazać wszystkim obywatelom składanie drobiazgowych deklaracji majątkowych pod pretekstem walki z korupcją, praniem brudnych pieniędzy i likwidowaniem przestepczości zorganizowanej. Gdy spojrzymy na całość infrastruktury informacyjnej społeczeństwa, gospodarki i państwa , możemy dostrzec, że tworzenie poszczególnych systemów informatycznych przez biurokracje w warunkach najnowszej technologii informacyjnych prowadzi nas do iście Orwellowskiego świata. W modelu azjatyckim informatyka staje się narzędziem terroryzowania obywateli i przedsiębiorców przez aparat państwa.

Firmy informatyczne ochoczo biorą udział w tym procederze. Za takie systemy administracja chętnie i szczodrze płaci firmom olbrzymie pieniądze z naszych podatków. Dlatego w sektorze publicznym w krajach o modelu azjatyckim – takim jak Polska – mamy tyle znakomitych technologicznie, ale wyjątkowo nieefektywnych funkcjonalnie , wielkich systemów informatycznych. Paradoksalnie – i właśnie na tym polega głęboka patalogia systemu informatycznego administracji publicznej w Polsce – azjatycki model informatyzacji państwa umocniły i umacniają nadal wielkie firmy informatyczne. Po 1989 r. wylansowane hasło liberalizmu streszczające się w sloganie im mniej państwa tym lepiej zostało zaaplikowane do gwałtownej i szybkiej informatyzacji administracji publicznej, która odbywała się w warunkach całkowitej wolności „gospodarczej”. Sektor prywatny wywierał skutecznie presje na eliminacje funkcji nadzorczych demokratycznego państwa prawa nad jego infrastruktura informacyjną, która - z uwagi na niekomercyjny charakter - była domeną władz publicznych. Z chwila pojawienia się wielkiego popytu na informatyzacje (czyli automatyczne przetwarzanie informacji), tym segmentem dóbr publicznych zainteresowały się firmy informatyczne podporządkowując proces informatyzacji swoim interesom.

Teoria „liberalizmu” usprawiedliwiła i sankcjonowała faktyczną kolonizacje informacyjną państwa przez sektor prywatny .Innymi słowy dobro publiczne jakim jest informacja podporządkowano interesom prywatnym. W ten sposób, na poziomie informatycznej struktury państwa, doszło do symbiozy azjatycko-sowieckiego modelu przepływu informacji w administracji publicznej z skrajnie liberalnym dogmatem firm domagających się – skutecznie – aby władze zrezygnowały z funkcji nadzorczych sprawowanych dotychczas przez nia nad infrastruktura informacyjną państwa. Proces opanowywania struktury informatycznej administracji publicznej przez firmy prywatne został wzmocniony także przez reformę samorządową bedącą bezdyskusyjnym ustrojowym sukcesem rządu premiera Mazowieckiego. Jednak w sferze informacyjnej, krążenia informacji i jej wymiany skutki tej reformy były katastrofalne. W epoce przedkomputerowej, w wielu krajach administracja korzystała z druków i formularzy jednolitych dla wszystkich jednostek organizacyjnych, zwykle drukowanych centralnie i rozsyłanych następnie do poszczególnych komórek. Wprowadzenie nowoczesnych technologii i prawie jednoczesna reforma samorządowa sprawiło, ze każdy urząd mógł sam drukować dowolne formularze. Skoro mógł – robił to.

Nieuchronnie pojawiały się różnice w dokumentach i informacjach obsługujących te same procedury administracyjne w różnych jednostkach organizacyjnych. Informatyzacja zamiast wzmocnić integracje państwa, przyspieszyła jego dezintegracje, doprowadzając do tego, że urzędy nie mogły ze sobą normalnie współpracować tylko musiały wynajmować przedsiębiorstwa, które za odpowiednią opłatą budowały skomplikowane urządzenia informatyczne umożliwiające integracje tej samej informacji, która jest jednak inaczej zapisywana (czy to w formie elektronicznej czy papierowej) w każdym powiecie gminie czy województwie i dlatego wymaga powtórnej obróbki. Azjatycki model informacyjny obowiazujacy w III Rzeczpospolitej funkcjonuje także do dzisiaj w centralnych organach państwa. Wiele cech obecnego systemu administracji publicznej powiela rozwiązania systemowe z lat 70-tych ubiegłego wieku.

Reforma administracyjna z 1975 roku usankcjonowała w strukturze administracyjnej dominacje interesów resortowych i w efekcie doprowadziła do głębokiej dezorganizacji administracji terenowej. W sferze politycznej reforma ta miała wzmocnić centralne kierownictwo partyjne, w sferze państwowej chodziło o dalszą centralizacje władzy administracyjnej. Drastyczna przewaga resortowych (pionowych) mechanizmów zarządzania i niezdolność do uruchamiania mechanizmów koordynujących, ograniczających suwerenność poszczególnych ministerstw była – przed 1989 roku – ograniczana (w minimalnym stopniu) przez koordynująca role aparatu PZPR. Po 1989 roku gdy aparat partyjny przestał funkcjonować w administracji publicznej, działania rządu ujawniły ze zdwojoną siłą swa resortowa naturę. Do dzisiaj znaczna część kadr administracyjnych umie funkcjonować tylko w syndromie „resortowym”. Nieumiejętność – lub raczej systemowa niemożność - myślenia w kategoriach relacyjnych (poziomych) jest cechą charakterystyczną kultury urzędniczej (szczególnie centralnej) w Polsce.

Musimy także pamiętać, ze wszelki rozwiązania antyresortowe napotkają potężny opór ze strony gremiów centralnej biurokracji rządowej, wśród kierowników branżowych instytucji i jednostek organizacyjnych pragnących pozostać w układach resortowych. Te lobby resortowe ujawniło się podczas reformy administracyjnej – w zamyśle właśnie antyresortowej - przeprowadzonej za rządów premiera Buzka. N.p środowiska związków zawodowych próbowały odzyskać kontrolę nad wojewódzkimi funduszami pracy i powiatowymi urzędami pracy. Lobbystom udało się wyrwać Ochotnicze Hufce Pracy spod kontroli samorządu wojewódzkiego i oddać je na powrót pod nadzór Ministerstwa Pracy. Jakie są konsekwencje tego swoistego syndromu resortowości ? Kilka tygodni , w trakcie kolejnej polemiki o KRUS, premier Tusk stwierdził – nie zdając sobie sprawy, ze jego słowa definiują jedna z głównych patalogi III Rzeczpospolitej - , że „należałoby najpierw zdefiniować czym jest gospodarstwo rolne”. Zgadzam się z premierem, jednak wypada zauważyć, że istnieje wiele definicji pojęcia gospodarstwa rolnego : nieco inne są jego definicje w statystyce, w różnych rejestrach systemu IACS, systemie podatku rolnego, KRUS, co powoduje że wymiana informacji pomiędzy nimi jest niemożliwa. Definicja gospodarstwa rolnego nie jest problemem intelektualnym, lecz politycznym, bowiem za każda definicja stoją interesy poszczególnych resortowych biurokracji, Ministerstwa Finansów, Rolnictwa, GUS-u.

Inną konsekwencją syndromu resortowości jest nadmiar identyfikatorów informacyjnych takich jak PESEL, NiP, REGON, identyfikator ZUS-u i.t.d. Polska jest krajem o największej liczbie identyfikatorów w Europie i co ważniejsze każda reforma, która próbuje ten stan rzeczy zmienić jest zwalczana wspólnymi siłami firm i biurokratów. Zawłaszczenie sfery informacyjnej administracji – która z definicji jest dobrem publicznym – przez firmy prywatne, azjatycki model relacji pomiędzy państwem i obywatelem, oraz postępująca z każdym rokiem dekompozycja informacyjna państwa doprowadziły do zjawiska nazywanego „spiralą dezintegracji”, które polega na tym, ze niewielkie początkowo niespójności systemów informatycznych utrwalają się i upowszechniają w wyniku braku współdziałania pomiędzy nimi co powoduje rosnące koszty ich eksploatacji. 

Piotr Piętak