Skip to main content

Kontrrewolucja edukacyjna

Bardzo przez mnie ceniony publicysta „Rzeczpospolitej” Piotr Gursztyn opublikował artykuł p.t „Edukacja potrzebuje kontrrewolucji”, który zdumiał mnie swoim poziomem rozważań ograniczonym praktycznie tylko i wyłącznie do problemów personalnych.

Aktualnej minister Edukacji redaktor Gursztyn zarzuca brak horyzontów, spowodowany jej ograniczonym doświadczeniem i stawia pytanie :

„Kto zamiast Krystyny Szumilas już teraz mógłby być ministrem? Nasuwają się dwa nazwiska. Sprawną administratorą byłaby Barbara Kudrycka, chwalona za kierowanie resortem szkolnictwa wyższego. Ale wiadomo, że chce wracać do Parlamentu Europejskiego. Jeszcze lepszą kandydaturą wydaje się Jarosław Gowin, polityk, któremu nikt nie może odmówić odpowiedniego sznytu intelektualnego. Musiałby jednak zostawić resort sprawiedliwości.”.

Otóż myślę, że wiara, iż minister Gowin czy minister Kudrycka mogliby zapoczątkować proces zmian w naszym systemie edukacji jest – moim zdaniem – nieporozumieniem. Ponieważ problemem edukacji, zajmuję się od lat 15 i napisałem na ten temat dziesiątki artykułów (publikowanych m.in. w „Rzeczpospolitej”), a nawet stworzyłem specjalny portal - www.mediologia.pl - , który poświęcony jest głównie edukacji a konkretniej wpływie elektronicznej (internetowej, komputerowej) rewolucji na nasze myślenie i właśnie edukację – to pozwolę sobie zarysować w poniższym artykule kilka elementarnych uwag o cywilizacyjnym problemie edukacji, który dotyczy nie tylko Polski lecz wszystkich krajów, gdzie istnieje obowiązek nauki.

Zacznę od sprawy najważniejszej ; w dzisiejszym świecie w którym rządzi tzw. „gospodarka napędzana wiedzą” system edukacji w konkretnym kraju jest jego systemem ekonomicznym, co oznacza, że badając na jakich podstawach, jakimi prawami rządzi się nasz system edukacyjny jednocześnie badamy nasz system ekonomiczny, relacja zwrotna lub jak kto woli tzw. feedback jest rzecz jasna dokładnie tym samym. Edukacja jest dzisiaj ekonomią.

Analizę naszego systemu edukacyjnego zacznijmy od cyfr : według szacunków OECD w latach 1987-1997 wskaźnik nakładów na naukę wyniósł w Boliwii 0,50%, w Polsce – 0,77, w Japonii sięgał 2,80, w Niemczech – 2,41, w USA 2,63 a w Szwecji 3,76. W latach następnych ten wskaźnik w Polsce spadł do 0,50%. Warto także pamiętać, że przeciętna stopa wzrostu nakładów na edukacje w latach 1990-2001 wyniosła 2,6% i była porównywalna z dynamiką PKB (2,5%), co oznacza brak wzrostu znaczenia sektora szkolnictwa w tym okresie.

Dlaczego w Polsce, jest inaczej niż na całym prawie świecie ? Dlaczego, gdy inne kraje inwestują w wiedze, naukę, edukacje, my robiliśmy w trakcie naszej osławionej transformacji dokładnie coś przeciwnego ? Prof. J. Staniszkis wyjaśniła już w 1995 r. w następujący sposób to zadziwiające – ale dla niektórych zrozumiałe - zjawisko:

„gdy mówi o sprawach edukacji i zarzuca, że tutaj dokonuje się zbrodnia wyniszczania dobrego systemu oświatowego i kapitału ludzkiego. Kapitał ten dawał nam szanse przeskoczenia pewnych etapów rozwoju i szybszego dojścia do t.z.w społeczeństwa informacji XXI w opartego na bezpośrednich powiązaniach informacyjnych jednostek i małych grup (via n.p Internet), przy minimum hierarchii i przez narzucenie z góry systemów dekodowania sygnałów. Poprzez edukacje moglibyśmy nadrobić dystans braku powiązań ekonomicznych, instytucjonalnych, technicznych. Ale wymaga to powszechności kwalifikacji społeczeństwa : na poziomie dobrej szkoły średniej.”. I dalej : „Jednak Zachód – ingerując w naszą strukturę budżetu (w tym wydatki oświatowe) poprzez Bank Światowy i MFW widzi nas jako peryferie nowoczesnego świata. Świata informatycznego, w którym człowiek – niekoniecznie dyrektor czy menadżer -, staje się decydentem, bo sam wybiera źródło informacji, dokonuje wyboru. Na peryferiach – czyli w Polsce – obowiązuje drugi model istnienia /../ : oligarchiczny.”.

Sformułujmy wniosek ostrożny, ale ewidentny : Polska w planach Zachodu miała być – udało się to w 100% - kolonia gospodarczą Zachodu, kolonia, która nie produkuje towary cywilizacji epoki Internetu, tylko je kupuje. Aby to osiągnąć musiał nastąpić w Polsce proces degradacji systemu edukacji, co też nastąpiło a czego wyrazem najbardziej spektakularnym była likwidacja egzaminu matematyki (niedawno przywrócona) na maturze. Czytelnicy – jestem o tym przekonany – wiedzą doskonale sami, że im wyższy poziom matematyki tym bardziej cywilizowany.

Likwidacja egzaminu z matematyki na maturze pełniła rolę hołdu naszych zdziczałych elit politycznych wobec ich władców z Zachodu. Oto dowód, że jesteśmy waszymi niewolnikami, myśleć nie zamierzamy – taki był sens tej absurdalnej reformy. W „ekonomi napędzanej wiedzą” produkuje się oprogramowania, systemy informatyczne itd. W ekonomii wschodnioeuropejskiej wódkę i ciasteczka. Polska nie jest członkiem – wszystkie wskaźniki na to wskazują – współczesnej ekonomii, ponieważ jej system edukacyjny jest zdegradowany a w dodatku służy nie kształceniu naszych dzieci, tylko interesom firm informatycznych.

I to jest drugie zagadnienie – w ciągu ostatnich 15 lat, w polskich szkołach instalowano komputery, zmieniano programy i podręczniki aby je przystosować do ekranu komputera i w ten sposób – zachłystując się współczesnością – dokonaliśmy zagłady naszej edukacji. Bowiem to Internet likwiduje pojecie tradycji i historii a nie jeden czy drugi minister. W dzisiejszym świecie najważniejsze pytanie związane z systemem edukacji brzmi :


jak kultura obrazu i ekranu zmienia nasze myślenie ? Pytania wydaja się retoryczne bowiem już D.Bell w książce opublikowanej w 1973 roku zauważył, że

: „Prawda jest, jak sądzę, ze kultura współczesna to raczej kultura obrazu niż druku. /…/. Względne znaczenie druku i obrazu w kształtowaniu wiedzy ma jednak swoje konsekwencje dla spójności kultury. Druk pozwala na spokojne zastanowienie się nad tekstem i na dialog : nie tylko kładzie nacisk na poznanie i na znaczenie symboliczne, ale - co najważniejsze – na sposób konceptualizacji myśli. Media wizualne – mam na myśli film i telewizje – narzucają widzowi swe tempo i, kładąc nacisk raczej na obraz niż na słowo, skłaniają nie do konceptualizacji, lecz do dramatyzacji.”.

Od momentu napisania tych słów minęło 37 lat , komputery zawojowały świat a internet połączył ludzi w jedną globalną wioskę. To m.in. francuski filozof Regis Debray próbuje tworzyć od końca lat 90 –tych XX wieku nową dyscyplinę poznawczą, która bada wpływ technik komunikacyjnych na procesy społeczne polityczne i gospodarcze.

To właśnie w ich książkach i artykułach można znaleźć najradykalniejsza krytykę mitu globalnego raju komunikacyjnego, który obiecywali twórcy internetu. Francuscy naukowcy skupieni wokół pisma „Medium” na pytanie : jak kultura obrazu i ekranu wpływa na strukturę naszego myślenie, odpowiadają, że po pierwsze obraz nie może przekazać treści czy wypowiedzi negatywnych stąd wniosek, że możliwość lub projekt, wszystko co zaprzecza konkretnej rzeczywistości lub poza nią wykracza, nie „przechodzi” na mały ekran. Wyłącznie pismo dysponuje sposobami oznaczenia opozycji i negacji.

Po drugie obraz może pokazać tylko jednostki a nie kategorie lub typy, obraz jest zaprzeczeniem ogólności. Cecha ta uniemożliwia wyartykuowania przez obraz takich kategorii jak równość czy wolność. Po trzecie obraz nie zna operatorów typu ; albo…albo ; lub ; jeżeli…to. Obraz może się posługiwać tylko zestawieniem i dodawaniem na jednym planie rzeczywistości, bez możliwości pojawieni się metapoziomu logiki. Myślenie przez obraz nie jest ani logiczne ani nielogiczne, jest raczej myśleniem alogicznym mającym formę mozaiki a nie naukowych hipotez.

Myślenia mozaikowego w przeciwieństwie do naukowej hipotezy nie można zweryfikować.

Po czwarte obraz zawsze należy do teraźniejszosći, wyraża linearne następstwo chwil teraźniejszych. Po piąte jak pisze R.Debray : „obraz zarejestrowany , w przeciwieństwie do języka pisanego , nie może poddawać siebie samego refleksji, dokonując zwrotu ku sobie /…/. Myśli on nas, lecz nie myśli siebie.”

Wynika z tego jednoznacznie, że kultura obrazkowa jest zaprzeczeniem myślenia racjonalnego. Jest to tym groźniejsze, że cała nasza edukacja – od momentu jej informatyzacji - zarówno przedmiotów ścisłych jak i humanistycznych jest coraz bardziej podporządkowana „myśleniu obrazkowemu”. Tych kilka uwag o systemie edukacyjnym kraju kolonialnego poddanego presji nauczania przy pomocy Internetu, który oducza myślenia, dedykuje wszystkim, którzy dyskutują o naszych szkołach zamienionych w „rynki zbytu” dla firmy Microsoft.

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 3631