Napisane przez mediologia dnia . Wysłane Blog.

Alfabet Europy

Polska obejmuje 1 lipca prezydencję w UE w związku z tym faktem rozpoczynamy publikacje cyklu artykułów o Europie i Unii Europejskiej. Zapraszamy czytelników portalu do dyskusji i nadsyłaniu swoich refleksji na ten temat.

Co jest fundamentem na którym próbujemy zbudować Unie Europejską? Czy narody wchodzące aktualnie w skład UE są w stanie stworzyć federacje bez odwołania się do ich wspólnego podłoża kulturowego jakim jest chrześcijaństwo? Czy różnice – wypływające z odmiennej historii – dzielące narody Europy zachodniej i wschodniej nie zdeformują do tego stopnia funkcjonowania UE, że doprowadzą w efekcie do powstania biurokratyczno-autorytarnego molocha będącego ideowym zaprzeczeniem ustroju Zjednoczonej Europy? I czy Polacy odwołujący się do tradycji  katolickiej mają prawo formułować postulaty zarówno ideowe jak i instytucjonalne związane z konstrukcją UE?

Na to ostatnie pytanie odpowiedź – wydawałoby się – jest ewidentna. Historia Polski jest  pierwowzorem zasad ideowych według których budowana jest UE. Feliks Konieczny w „Dziejach Polski za Jagiellonów” podsumował w następujący sposób Unie Polski i Litwy zawarta pod koniec XIV wieku:

„Nasz naród  pierwszy doszedł do poczucia narodowego i pierwszy uznał i uszanował to w innych narodach. Jagiellonowie krocząc na czele społeczeństwa jako przodownicy i wykonawcy jego idei dziejowej, dokazali tego dziejowego cudu wobec Europy, że łączyli narody pod hasłem braterstwa, a nie podboju. Unia jest najwyższym objawem polskich dziejów i najpiękniejszym przykładem dla innych ludów europejskich”

Unia między Litwa i Polską jest korzeniem ideowym i instytucjonalnym Unii Europejskiej. W 1966 r. biskupi polscy wysyłają list pasterski do biskupów niemieckich w którym znajdują się słowa będące moralnym fundamentem UE: „przebaczamy i prosimy o przebaczenie”. Oba te fakty są kwintesencją naszej historii i kultury. Oba te fakty sa kwintesencją chrześcijaństwa. Czy możemy o nich zapomnieć? Tak, jeżeli jednocześnie zapomnimy czym się różnimy od Europy, do której  przystąpiliśmy?

Mamy zapomnieć o różnicach nas dzielących, czy wręcz przeciwnie powinniśmy z maksymalną uczciwością na jaką nas stać, spróbować je opisać, sklasyfikować i w końcu przynajmniej po części zrozumieć? Ale czy podkreślanie różnic związanych z naszymi, jakże odmiennymi dziejami nie wpłynie negatywnie na ''harmonijny rozwój stosunków między członkami Unii Europejskiej?''.

Po co podkreślać różnice - pytają jej bezkrytyczni wielbiciele - lepiej,  uwypuklać podobieństwa np. kulturowe między obiema częściami Europy. Po cóż przypominać, że jedni są – a raczej byli - w większości protestantami, a drudzy katolikami? Czyż nie wystarczy stwierdzić, że wszyscy jesteśmy chrześcijanami?

Tak to prawda, ale jednocześnie wiemy, że protestantyzm zniszczył fundamenty społeczeństwa katolickiego i był decydującym czynnikiem powstania ery nowoczesności. Max Weber udowodnił, że najbardziej sprzeczny z doktryną katolicką dogmat o predestynacji miał decydujący wpływ na ukształtowanie się racjonalnej gospodarki kapitalistycznej, M. Walzer w ''Rewolucji świętych'' wskazał, że angielscy purytanie założyli pierwsi w historii Europy organizacje rewolucyjną działającą w oparciu o radykalną ideologie, ich następcami i uczniami byli jakobini i bolszewicy, Kalwin stwierdzeniem, że ''wierze, że nie wiem czy jestem zbawiony czy potępiony'' stworzył podwaliny sceptycyzmu i agnostycyzmu co zaowocowało przewrotem kartezjańskim w filozofii i w końcu czyż etyka Kanta - jak pisze L. Kołakowski -  nie jest niczym więcej jak ''sekularyzacją antyuczynkowej teologii Lutra''?

To też prawda - i prawdą banalną jest, że nasza kultura uformowana została przez katolicyzm, który według Cz. Miłosza ''wspiera się (...) na głębokiej wierze w zasadniczą dobroć świata, takiego, jaki wyszedł z ręki Boga, na bukolicznym dziedzictwie mieszkańców wsi''. I jeżeli jednocześnie wiemy, że jedną z najgłębiej zakorzenionych cech nowoczesnej umysłowości jest zwątpienie w dobro i odrzucenie niewinności, która zasługuje tylko na szyderstwo i wzgardliwy pełen pogardy śmiech to zasadnym staje się pytanie czy przypadkiem kultura polska nie jest - przynajmniej w jakimś zakresie - obcym ciałem w zachodniej cywilizacji?

Z jednej strony radykalny pesymizm Lutra, Kalwina, Kanta z drugiej naiwny i niepoprawny optymizm, którego nie zdołały wyplenić żadne historyczne klęski.. To dlatego m.in. M. Król pisał, że Polacy by stać się normalnym (to znaczy ''zachodnim'') społeczeństwem muszą zapomnieć o swojej historii. Jednak czy dążąc do osiągnięcia standardów zachodniej cywilizacji musimy jednocześnie akceptować relacje zachodzące między tą cywilizacją i podłożem religijnym z którego wyrosła?

Postawmy kropkę nad i: dla wierzącego katolika zasadnicze osiągnięcia zachodniej cywilizacji wyrosły z fałszywej interpretacji chrześcijaństwa. Jak mam rozwiązać tą sprzeczność? Akceptuje - ba niekiedy nawet podziwiam - większość osiągnięć społeczno-politycznych zachodu i jednocześnie wiem, że fundamentem na którym są zbudowane jest błąd religijny? Powie ktoś - postawa schizofreniczna i trudno się z takim twierdzeniem nie zgodzić. Europa dla polskich katolików wychowanych w tradycyjnej wierze jest owianym tajemnicą intelektualnym wyzwaniem.

Być może jednak kapitalizm nie jest pośrednią konsekwencją etyki protestanckiej, przypomnijmy, że angielski uczony Alan Macfarlane w książce p.t. ''Źródła angielskiego indywidualizmu'' utrzymuje, iż indywidualizm jest produktem kultury średniowiecznej i jako taki jest warunkiem wstępnym nowoczesności. Ale nawet jeżeli zgodzimy się z tą hipotezą to analizy Webera nie są bynajmniej unieważnione, twierdzenie angielskiego uczonego można bowiem traktować jako hipotezę ułatwiającą zrozumienie dlaczego protestantyzm w niektórych częściach Europy zatryumfował a w innych ledwo się utrzymał.

Wysuwano także często przypuszczenie, że w krajach w których kościół katolicki zachował monopol rozwój kapitalizmu był utrudniony, natomiast tam gdzie istniały obok siebie różne wyznania chrześcijańskie, kapitalizm rozwijał się łatwiej. Konkurencja religijna byłaby - używając terminologii Weberowskiej - warunkiem wstępnym i koniecznym pojawienia się konkurencji ekonomicznej.

Widzimy więc, że za każdym razem gdy próbujemy zrozumieć korzenie teraźniejszości natykamy się na bunt Lutra. Jego uczeń, I. Kant w swojej ‘’Krytyce czystego rozumu’’ stwierdził stanowczo: „Musiałem obalić wiedze by zrobić miejsce dla wiary”. Wiara zgodnie z jego teorią poznania nie ma żadnego punktu stycznego z nauką. Jest przekonaniem subiektywnym, czyli jej założenia nie mogą wpływać na formułowanie reguł życia społecznego i politycznego. Współcześni politycy zachodni zostali uformowani właśnie w perspektywie kantowskiej filozofii i dlatego uważają oni, że coś takiego jak „wartości chrześcijańskie” nie ma prawa funkcjonować w sferze społecznej.

Wiara i rozum są wg nich nie do pogodzenia. To przekonanie jest kamieniem węgielnym liberalnego światopoglądu, którego przedstawiciele – zgodnie z logiką kantowskiej filozofii – twierdzą, że wiara jest czymś osobistym niekomunikowalnym i dlatego odnosi się ona tylko do sfery prywatnej i nie powinna odgrywać żadnej roli w polityce i życiu społecznym. I dlatego – i tylko dlatego – twórcy Konstytucji UE wykreślili chrześcijaństwo z katalogu wartości tworzących Europę.

Jeżeli uważamy, że przekonania wiary katolickiej są sprzeczne z racjonalnym naukowym poznaniem to nie pozostaje nam nic innego jak zgodzić się z politykami zachodnioeuropejskimi. Jeżeli natomiast mamy co do tego wątpliwości – podkreślam wątpliwości a nie pewność, że wiara jest zgodna z wiedzą – to naszym obowiązkiem jest głosować przeciwko przyjęciu traktatów sprzecznych z zasadami chrześcijaństwa.

Dlatego katolicy powinni wsłuchiwać się w głos nauki, której najwybitniejsi przedstawiciele twierdzą coraz śmielej, że  liberalny dogmat o sprzeczności między wiara i racjonalnym poznaniem  oparty jest na skrajnie ideologicznej  interpretacji nauki. Prosty przykład być może przybliży czytelnikowi różnice między kategoryczną i zarozumiałą pewnością siebie pierwszych twórców światopoglądu naukowego a ich XX wiecznymi kolegami.

Galileusz przeciwstawiał wizji Wszechświata zawartej na kartach Pisma Świętego, swoją teorie opartą na obliczeniach matematycznych, które wg niego były absolutnie pewne. Matematyka była nieomylna. Obliczenia matematyczne bezdyskusyjne. Trzy wieki później w roku 1931 Kurt Godel wykazał, ze każda teoria matematyczna jest wewnętrznie sprzeczna i niekompletna. Pewność zaczęła być dyskusyjna. W samą strukturę nauki wpisane jest zwątpienie, tego dowodzi jej rozwój. Czy wiara i wiedza musza się – jak sądził Kant – wzajemnie wykluczać?

W ciągu trzech wieków rozwoju, nauka zmieniła oblicze świata ale i zmieniła się sama. Przez cały wiek XIX, każda sprzeczność miedzy Pismem Świętym i danymi naukowymi interpretowana była przez racjonalistów jako dowód omylności Biblii. Kiedy w 1927 roku sformułowano teorie „Wielkiego Wybuchu” potwierdzającego wizje powstania Wszechświata  „ex nihilo” zawartą w Biblii, a późniejsze odkrycia ta hipotezę potwierdziły, to czy fakt ten nie uprawnia nas do  powtórnego rozpatrzenia niektórych założeń filozofii Kanta, którego kosmologia jest sprzeczna zarówno z  teoria „Wielkiego Wybuchu” jak i obrazem  powstania Wszechświata zawartym w Piśmie Świętym. Dodajmy, ze teoria „Big Bangu” zaowocowała  powstaniem wielu – mniej lub bardziej weryfikowalnych – kosmologicznych teorii naukowych, których twórcy otwarcie odwołują się do przemyśleń średniowiecznych teologów na temat czasu lub przestrzeni.

Niekiedy – np. czytając Ile Prigogina czy W. Hawkinga – można odnieść wrażenie, że bez przekonania św. Anzelma o racjonalności zarówno Boga jak i świata, bez Alberta Wielkiego, który twierdził, że początek świata nie może być udowodniony przy pomocy metod stosowanych w fizyce, czy wreszcie bez rozmyślań św. Augustyna o istocie czasu, współczesny postęp naukowy byłby niemożliwy. Czy zasady teologii chrześcijańskiej mogłyby się stać paradygmatem nauki XXI wieku?

Przypomnijmy, że Oskar Miłosz poeta i teolog już w roku 1917 w ‘’Liście do Storge’’  sformułował metafizyczne założenia ogólnej teorii względności, o której istnieniu wtedy jeszcze w ogóle nie słyszał. Dodajmy – jak sądzi coraz więcej biologów i fizyków -, że między Aktem Stworzenia a ewolucja materii i natury nie zachodzi sprzeczność lecz komplementarność.

Czy dzisiaj w XXI wieku nie jest możliwe by wiara znów – wspierała  się na wiedzy a nie była jej zaprzeczeniem? Czy nie jest w niej zawarte coś co podlega racjonalnemu poznaniu?

Jeżeli dojdziemy do wniosku, ze wiara nie wyklucza wiedzy lecz ją np. uzupełnia inspiruje to fundament liberalnego światopoglądu zamienia się w gruzy. Powtórzmy raz jeszcze: wiara wg liberałów jest czymś irracjonalnym subiektywnym osobistym niekomunikowalnym i dlatego odnosi się ona tylko do sfery prywatnej i nie powinna odgrywać żadnej roli w polityce i życiu społecznym.

Funkcjonowanie liberalnej cywilizacji oparte jest na założeniu, że osobą religijną można być tylko we wnętrzu własnego sumienia. Założenie to jest niepodważalne jeżeli zgadzamy się jednocześnie z twierdzeniem, że wiara w Boga jest aktem irracjonalnym nie mającym nic wspólnego z racjonalną analizą rzeczywistości. Stąd wniosek, że zasady moralne chrześcijaństwa („wartości chrześcijańskie”) mogą być wprowadzane w życie społeczne i polityczne tylko wtedy gdy kantowski dogmat: „Musiałem obalić wiedze by zrobić miejsce dla wiary” zostanie sam obalony.

Pierre Duhem, francuski nieco zapomniany historyk nauki napisał pod koniec XIX wieku : „Nauka nowożytna miała narodzić się (…), tego dnia, kiedy uczeni poważyli się oznajmić następującą prawdę: jedna i ta sama mechanika, jedne i te same prawa rządzą ruchami ciał niebieskich. (…). Aby przystanie na taki pogląd stało się możliwe, trzeba było najpierw gwiazdy wypchnąć z ich boskiego ordynku, w jakim umieściła je starożytność, musiała dokonać się rewolucja w teologii.

Rewolucja ta miała być dziełem teologii chrześcijańskiej. Nauki nowożytne strzeliły płomieniem w górę od jednej iskierki rzuconej między teologią hellenistycznego pogaństwa a teologią chrześcijaństwa”. Dziś wiara chrześcijańska jest nadal fundamentem nauki. Kant – i np. twórcy Konstytucji UE także - oddzielając wiarę od wiedzy sprzeniewierzył się zarówno jednej jak i drugiej. Są one bowiem nierozłączne. Nauka bez wiary chrześcijańskiej obumiera. Wiara chrześcijańska oderwana od swego racjonalnego korzenia degeneruje się. Twórcy Konstytucji pisząc ją byli dogmatycznymi liberałami.

Zapomnieli, że są Europejczykami.

Naszym obowiązkiem jest  przypominać im, że - z jednej strony -  trudności w budowie UE są spowodowane głównie sprzecznością pomiędzy ideowymi zasadami chrześcijaństwa i liberalizmu z drugiej zaś wskazywaniem możliwych punktów stycznych między nimi. Takimi punktami mogącymi sprowokować dyskusje o przyszłości UE są moim zdaniem: rodzący się paradygmat nauki współczesnej, który jest niezgodny z dogmatycznymi przekonaniami liberałów na jej temat oraz historia Polski będąca pierwowzorem UE.

 

Piotr Piętak{jcomments on}