Skip to main content

Tusk – kochanek idealny

Dlaczego Polacy kochają premiera Tuska?

Odpowiedź jest banalna – bo on kocha ich, ale wie, że od miłości do nienawiści jest tylko jeden krok, dlatego – jak wytrawny kochanek raz naród pieści a innym razem łaje i karze. I wszyscy go za to uwielbiają. Premier Tusk zamienił politykę w miłość – czyli ją (politykę a nie miłość) unicestwił. Za to należy mu się dozgonna wdzięczność Narodu Polskiego, Pokojowa Nagroda Nobla i Prezydentura UE.

Przypomnijmy, jak do tego doszło, że Polacy doczekali się czasów – bez polityki. Na jesieni 2007 roku z ust przywódców Platformy Obywatelskiej nie schodziło słowo „miłość” i zapewnienia, że jeżeli oni dojdą do władzy to skończą z praktykami PiSu, z oskarżeniami pod adresem przeciwników politycznych, z konferencjami a la Ziobro, z władza „znienawidzonych kaczorów”. Donald Tusk -  przeciwieństwie do kampanii z 2005 r. – nie wspomniał ani jednym słowem o reformie państwa,  ten temat nie istniał , ba więcej samo słowo „reforma”, stało się podejrzane.

Po co reformować  tak wspaniale funkcjonujące państwo zapewniali przedstawiciele elity III Rzeczpospolitej, której PO zostało w ciągu dwóch lat rządów PiSu podporządkowane intelektualnie.

Społeczeństwo zmęczone ciągłymi awanturami a także coraz bardziej świadome, że pogoń premiera Kaczyńskiego  za mitycznym „układem” w który ponoć zorganizowała się postkomunistyczna oligarchia, nie przynosi żadnych rezultatów, obojętniało na politykę i z coraz większa przyjemnością oglądało kabaret p.t. „Wybory”.

Było się z czego pośmiać a poza tym Polacy byli po urlopach, wrócili z wakacji na których bawili się doskonale, wydali na nich mnóstwo pieniędzy, ponieważ pierwszy raz od wielu, wielu  lat czuli się bezpiecznie ekonomicznie. Latem 2007 r. nadbałtyckie plaże przypominały Lazurowe Wybrzeże. Nikt nie rozmawiał o polityce, grano w siatkówkę, flirtowano, chodzono na spacery. Wieczorami w nadmorskich knajpkach w  rytm modnych przeboi na parkiecie tańczyły kobiety w różnym wieku, próbując co jakiś czas poderwać do zabawy swoich ojców, mężów, kochanków.

Do tych zgrabnych nastolatek, dojrzałych zadowolonych z siebie kobiet wdzięcznie poruszających się w takt muzyki i męskich spojrzeń ślizgających się po opalonych ramionach i piersiach, pasowało tylko jedno słowo. I Donald Tusk go użył. Uwodzenie jak mawiali starsi panowie w XIX powieściach zastąpiło politykę. W ten sposób fundament demokracji jakim są wybory zmieniono w konkurs piękności. W randkę zakochanych. Polki (a także ich niezaradni towarzysze życia) zmęczone bezustannymi awanturami, widokiem przywódców fundujących im „permanentna rewolucje” a la Lew Trocki, nagraniami, przesłuchaniami i Bóg wie czym jeszcze odrzuciły politykę, zapominając, ze Polska to nie Francja, a Bałtyk to nie morze Śródziemne.

Anty-politykę symbolizowali sympatyczni chłopcy z Gdańska. Byli  przystojni świetnie ubrani, jakby zeszli z okładek miesięczników mody, mówili płynna całkowicie wypraną z wszelkiej treści polszczyzną. Na tle topornych, zagniewanych, z wiecznie zaciśniętymi ustami polityków PiSu, prezentowali się jak oaza spokoju. Donald Tusk i jego „drużyna” uosabiali mieszczańską przeciętność będąca od dwóch wieków kamieniem węgielnym demokracji i liberalizmu.

Guy Sorman francuski pisarz zwrócił uwagę u zarania III Rzeczpospolitej, że „narody Europy Centralnej pragnęły żyć z dala od polityki, która w poprzednim systemie zajmowała całość życia społecznego /…/ Ta banalizacja polityki jest prawdziwą naturą demokracji”.1 Aby jednak osiągnąć – wymarzony przez większość społeczeństwa polskiego – stan politycznej nirwany, w którym polityka kojarzy się z piosenką o miłości, drużyną „Tuska”, musiała zniszczyć (oczywiście z uśmiechem na ustach i kwiatami w dłoniach) tego, który głównie przyczynił się do „sondażowej potęgi”  Platformy Obywatelskiej i który w świadomości naszych obywateli był jednocześnie symbolem tejże partii i gwarantem, że epoka Rywinlandu już nigdy nie wróci .

Przypomnijmy (bo ktoś może pomyśleć, ze przesadzam). Rok 2003 studio telewizyjne, zaraz zacznie się „Forum” – program publicystyczny prezentujący w TVP stanowiska partii politycznych. Jan Rokita – bo o niego chodzi – siedzi już na swoim miejscu. Obok niego siada lider LPR Roman Giertych i pyta uprzejmie „Co słychać w Rokicie? ”. „Cooo ?” poseł PO podskakuje ze zdziwienia na krześle – „o przepraszam za przejęzyczenia, co słychać w Platformie ?” poprawia się Giertych2.

Tusk, w miarę narastającego  konfliktu między obozem rządzącym a elitą III Rzeczpospolitej, rozumiał coraz bardziej, że Platforma by wygrać wybory  nie może się kojarzyć się tak niebezpiecznymi słowami jak „ reforma państwa”, o której bez przerwy mówił Rokita i dlatego jego głównym celem było najpierw zmarginalizowanie „premiera z Krakowa”, co skutecznie wykonał  „człowiek od mokrej roboty w PO” G. Schetyna3, a następnie jego wyeliminowanie. Po usunięciu z gry Rokity Platforma Obywatelska – zgodnie z planem obrońców III Rzeczpospolitej – przepoczwarzyła się ostatecznie i nieodwołalnie w ideał postmodernistycznej partii w której ten kto piśnie słowo o reformach popełnia śmiertelny grzech. PO zmieniło się w Ant-PiS. Innymi słowy Tusk musiał zniszczyć PO by „PO”  wygrało wybory. Czy lubimy PO? - Nie . Kochamy Tuska. I o to naszemu władcy chodziło.

 

Rafał Zagorzelski

 

 


1 Guy Sorman „Sortir du socialism”

2 Alfabet Rokity – Rozmawiali Michał Karnowski i Piotr Zaręmba – Wydawnictwo M Edipress    Polska S.A. Kraków 2004

3 Piotr Zaremba „Schetyna – zły sługa dobrego Pana ” – Dziennik z 31 maja 1 czerwca 2008 r.  w artykule znany polityczny komentator, pisze : „Rozgrywka z Rokitą była sprawą samego Schetyny. I w jakiejś mierze walka o miejsce w sercu Tuska. Już w roku 2005 pozostający w cieniu sekretarz generalny zaskoczył kandydata na premiera eliminacją bliskich mu ludzi z wyborczych list. Potem osaczał słabszego psychicznie Rokitę dziesiątkami drobnych incydentów. Przed wyborami 2007 to on  podsycał opór lokalnych działaczy PO z Krakowa przeciw kapryśnemu soliście. Skończyło się rezygnacją Rokity z udziału w polityce”. Cały artykuł i fakty w nim przedstawione dowdzą, że okreslenie Schetyny jako polityka od „mokrej politycznej roboty” jest całkowicie usprawiedliwione.

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 3529