Skip to main content

Polacy wymierają - Niemcy królują taka jest pointa expose premiera Tuska

Jeśli gazety niemieckie nie są zadowolone z expose premiera Tuska, to znaczy, ze sytuacja jest rzeczywiście poważna. Pal licho elektorat PO. Jaki on jest to premier wie najlepiej, pies gryzł moherów wiadomo, że to plemie na wymarciu, ale kiedy dziennikarze i publicyści Cesarzowej Europy wytykają mu używanie słowa rewolucja, którego to słowa żaden mieszczański polityk nie ma prawa używać, to naprawdę czas pójść po rozum do Spigla czy Sueddeutsche Zeitung".

Kiedyś w dawnych dobrych czasach Donald Tusk i jego „drużyna” uosabiali mieszczańską przeciętność będącą od dwóch wieków kamieniem węgielnym demokracji i liberalizmu. Guy Sorman francuski pisarz zwrócił uwagę u zarania III Rzeczpospolitej, że „narody Europy Centralnej pragnęły żyć z dala od polityki, która w poprzednim systemie zajmowała całość życia społecznego /…/ Ta banalizacja polityki jest prawdziwą naturą demokracji”.

I Tusk politykę banalizował zmieniał ją w pijar w teatr w groteskę w randkę zakochanych. Czy ktoś jeszcze pamięta wybory sprzed pięciu lat. Wtedy Latem 2007 r. nadbałtyckie plaże przypominały Lazurowe Wybrzeże. Nikt nie rozmawiał o polityce, grano w siatkówkę, flirtowano, chodzono na spacery.

Wieczorami w nadmorskich knajpkach w rytm modnych piosenek na parkiecie tańczyły kobiety w różnym wieku, próbując co jakiś czas poderwać do zabawy swoich ojców, mężów, kochanków. Do tych zgrabnych nastolatek, dojrzałych zadowolonych z siebie kobiet wdzięcznie poruszających się w takt muzyki i męskich spojrzeń ślizgających się po opalonych ramionach i piersiach, pasowało tylko jedno słowo. I Donald Tusk go użył. Miłość zastąpiła politykę.

W ten sposób fundament demokracji jakim są wybory zmieniono w konkurs piękności. W randkę zakochanych. Polki (a także ich niezaradni towarzysze życia) zmęczone bezustannymi awanturami, widokiem przywódców fundujących im „permanentną rewolucję” a la Lew Trocki, nagraniami, przesłuchaniami i Bóg wie czym jeszcze odrzuciły politykę, zapominając , ze Polska to nie Francja, a Bałtyk to nie morze Śródziemne.

Antypolitykę symbolizowali sympatyczni chłopcy z Gdańska. Byli przystojni świetnie ubrani, jakby zeszli z okładek miesięczników mody, mówili płynna całkowicie wypraną z wszelkiej treści polszczyzną. Na tle topornych, zagniewanych, z wiecznie zaciśniętymi ustami polityków PiS-u, prezentowali się jak oaza spokoju. Donald Tusk i jego „drużyna” uosabiali mieszczańską przeciętność. Byli – jak to genialnie określił w jednej ze swych powieści Dostojewski – „przeciętnością przeciętności”.

A tu nagle kryzys, demonstracje, sondaże, które lecą na dół i premier Tusk zapomniał kim tak naprawdę jest, ze według reguł panujących w UE, których strażnikiem jest Cesarzowa – nie ma prawa jako wierny lennik proponować reform (nawet jeżeli to tylko pijar), które mogłyby np. poprawić rozrodczość i która zahamowałyby spadek ludności w Polsce. Jeden z dzienników niemieckich komentuje to w ten sposób:

„Tusk zapowiedział w piątek "ni mniej ni więcej, jak 'rewolucję płodności', aby dodać skrzydeł powolnemu wzrostowi ludności". "Konkretnie oznacza to, że zgodnie z jego wolą, polscy rodzice już od 2013 r. będą mogli brać cały rok urlopu rodzicielskiego.”.

Zdaniem dziennika, zapowiadając "rewolucję płodności" i podwojenie urlopu rodzicielskiego, Tusk chciał przede wszystkim przekonać posłów PO, którzy wbrew jego woli zagłosowali kilka dni temu za zaostrzeniem ustawy antyaborcyjnej. Tego już za wiele mówią koła opiniotwórcze z Niemiec; przecież macie spokojnie, na kolanach wymierać a nie rozmnażać się jak w pierwszych wersach Biblii. Polacy wymierają – Niemcy wzrastają – taki oto slogan można wydedukować z omówień expose premiera Tuska w prasie Cesarzowej Europy.

Żadnych reform a tym bardziej rewolucji, która spowodowałaby wzrost polskiej ludności mówia podwładni tej, która Europa rzadzi. Mamy wymrzeć jak tyle innych plemion słowiańskich, które wybito przez tysiaclecia.

Piotr Piętak

  • Utworzono .
  • Kliknięć: 4261